Czy mieliście kiedyś tak, że chcielibyście porzucić wszystko w diabli i uciec? Do miejsca, nieogarniętego szeroko pojętą codziennością? Uciec od problemów, od schematów, od materialnego świata, od nakazów i zakazów? Nie każdy może sobie na to pozwolić, z różnych powodów. Jedni ze strachu, inni z odpowiedzialności a jeszcze inni z przyzwyczajeń. Bo prawdę mówiąc byłaby to szalenie trudna decyzja…
Na wstępie oznajmiam wszem i wobec, że ja takiego pomysłu na spędzenie życia nie mam, tak więc możecie spać spokojnie. 😉 Ktoś kiedyś już jednak miał i udało mu się go wcielić w życie, choć niestety nie wszystko poszło tak jak należy. Prawdę mówiąc to poszło źle, pomimo tego że Alex miał głowę na karku, był bystry, zaradny i potrafił się odnaleźć w najróżniejszych, nierzadko niebezpiecznych, sytuacjach. W kulminacyjnym punkcie postanowił stawić czoła dzikiej przyrodzie, chciał się sprawdzić i spróbował przetrwać w ekstremalnie trudnych warunkach. Natura ma jednak swoje prawa, w których człowiek nie czuje się najlepiej. Ma tajemnice i wskazówki, z którymi nie jest wcale łatwo sobie poradzić. No chyba, że jest się Bearem Gryllsem lub innym jemu podobnym survivalowcem. Alex nie był, chociaż trzeba przyznać, że radził sobie całkiem dzielnie i prawie dotrwał do końca swojej przygody. Wydawać by się mogło, że błąd który popełnił był błahy. Nic bardziej mylnego, był ogromnie kosztowny! W realiach, w jakich przyszło mu funkcjonować, nabrał jeszcze większego znaczenia…
Into the Wild w reżyserii Seana Penna jest swego rodzaju hołdem dla podróżnika, który na początku lat 90 ruszył na podbój Alaski. Zamienił swoje dotychczasowe życie – według niego strasznie nudne, monotonne i obracające się wokół mało istotnych sytuacji – na zupełnie inny, można powiedzieć włóczęgowski albo hippisowski styl bycia. Zerwał ze wszystkim, porzucił szansę na wygodne życie, na zrobienie kariery i ruszył przed siebie. Jego marzenia zaczęły się spełniać, był wolny, dokonywał własnych wyborów i co najważniejsze: był szczęśliwy. Spotykał ludzi, z którymi znajdował wspólny język, których przekonywał do własnych idei, opowiadał im z ogromną pasją o swoim Alaskańskim pomyśle i z którymi zaprzyjaźniał się bez reszty. Bywał w pięknych i rozpalających zmysły miejscach, uświadczył rozmaitych kaprysów pogodowych, od gorąca bijącego z piasków Meksyku aż po mrozy z okolic Szlaku Stampede na Alasce. Przemierzał Amerykę pociągami, samochodami ale głównie polegał na silę własnych nóg. Sam sobie był panem…
Osobnym wątkiem jest muzyka. Klimatyczna aż do bólu, z historią przedstawioną w filmie uzupełnia się znakomicie. Na prawdę, trzeba pochylić czoła przed mistrzostwem stworzonym przez Eddiego Veddera i jego kumpli z Pearl Jam. Jest spokojna, od razu wpada w ucho a w pewnych momentach powoduje, że łzy próbują wydostać się z oczu. Zresztą nie tylko dźwięki i śpiew rozczulają. Całość najpewniej u większości wywoła ściśnięcie gardła przy przełykaniu śliny. Ja się tak poczułem. Dodatkowym faktem jest to, że cała ta opowieść jest prawdziwa…
„Dwa lata wędruję po świecie. Żadnego telefonu, żadnego basenu, żadnych domowych zwierzaków, żadnych papierosów. Totalna wolność. Esteta, podróżnik którego domem jest droga. Uciekł z Atlanty. Nie będziesz powracał, pamiętaj sobie, najlepiej jest na zachodzie. Teraz, po dwóch latach wędrówki, nadchodzi najważniejsza i największa przygoda. Ostateczny bój, aby zabić fałszywe istnienie wewnętrzne i zwycięsko zakończyć rewolucję duchową. Dziesięć dni i nocy w pociągach towarowych i autostopem przywiodło go na wielką, białą północ. Nie będzie już zatruwany przez cywilizację, od której ucieka; wchodzi samotnie w krainę, by zagubić się w dziczy. Alexander Supertramp, maj 1992”
Słyszałam o tym filmie, ale jeszcze nie miałam okazji go obejrzeć. Po Twoim artykule wiem, że niedługo to zrobię. Mam ochotę właśnie na taką produkcję – czuję, że się nie zawiodę.
Miłego weekendu, Cwirku.
Hej Taito!
Daje sobie głowę uciąć, że będziesz zachwycona! 🙂 Historia niesamowita połączona z piękną muzyką. To działa, zapewniam.
pozdrowienia z Longford!
Witaj Ćwirku,
Twój post krzepi moje serce. Oglądałam ten film jeszcze kiedy w kinach był (choć do tego akurat nie powinnam się pewnie przyznawać), genialny jest. Z resztą sama historia Alexa jest imponująca. Wiele razy miałam ochotę rzucić wszystko jak on i mam nadal. Doskonale pojmuję momenty, w których buntował się, że jakieś prawo nie pozwala mu przepłynąć rzeki. Ludzie wprowadzili bzdurne, a na dodatek płatne pozwolenia, tym oto sposobem nawet żeby wejść na Mount Everest trzeba być bogaczem, nie wystarczy mieć dobrej kondycji do tego rodzaju sportów.
Cały film trzymałam za niego kciuki i cierpiałam razem z nim, gdy zjadł te nieszczęsne jagody. Pocieszenie nastąpiło na koniec, kiedy napisał o swoim szczęściu.
Zgodzę się co do świetnej muzyki.
Hej Bezimienna!
Ja nie powinienem się przyznawać raczej, że wiedziałem o tym filmie od co najmniej 2 lat, mieliśmy go w domu a dopiero niedawno udało mi się oglądnąć… W całej tej historii jak wspomniałaś powsadzane były różne prawa i zakazy. Niemniej jednak Alex potrafił je omijać, czyli jak ktoś chce to może 🙂 Był bez grosza przy duszy a przejechał mnóstwo kilometrów za darmo w wagonie. Spływ kajakiem też sobie zafundował pomimo, że oficjalnie musiałby czekać szmat czasu.
A na Mount Everest, pomimo że zdobycie tego szczytu byłoby czymś nie z tej planety, to jednak chyba bym sobie odpuścił. Nawet gdybym wygrał w totolotka 🙂 Zbyt wiele istnień ta góra zabrała.
Jest prawdą to, co Chris, już resztkami sił napisał: ,,Szczęście jest autentyczne tylko wtedy, gdy się nim dzielisz”
pozdrawiam!
Widzisz, bo z podróżowaniem to jest podobno tak, że nie trzeba mieć pieniędzy a (i tu się kolokwialnie wyrażę) przysłowiowe jaja. Ja ciągle czekam aż mi urosną;)
Z tym szczęściem to jest tak, że kiedy jesteś naprawdę szczęśliwy to chyba więcej osób zazdrości niż chce, abyś się z nimi podzielił. Tak mi się wydaje. Nie potrafimy ciągle przyjmować szczęścia drugiego jeśli nam się gorzej powodzi.
Pozdrawiam.
Zależy na jakie podróże się decydujesz 🙂 Jaja byłyby najprawdopodobniej potrzebne podczas surwiwalowych wyjazdów w najdziksze zakątki świata czy wyjazdów do krajów trzeciego świata 🙂
Zgadzam się z Tobą, że ludzie są zawistni i bardzo często zazdroszczą szczęścia innym (niestety…). Ale u Alexa chodziło chyba o inny rodzaj szczęścia, a przynajmniej ja tak to zinterpretowałem. Mianowicie będąc na Alasce, żyjąc tam w tej dziczy, podziwiając piękne widoki i obcując ze zwierzętami w pewnym momencie poczuł się samotny. Chciał się z kimś tym szczęściem podzielić. Niestety, różne okoliczności spowodowały, że tego nie dokonał.
I chyba dotyczy się to różnych sytuacji, gdy samodzielnie przeżywa się miłe chwile i gdy tego później nie można, że tak powiem ,,sprzedać”. Wtedy znaczenie szczęścia blednie.
pozdrawiam! 😉
Pyszny boberek 😛
Wyjątkowy, niebanalny, na zawsze pozostający w pamięci Człowiek.
Film oglądałam kilkakrotnie. Nie mogłam nie sięgnąć głębiej w tą historię. Słuchając rewelacyjnej płyty Eddiego Vaddera czytam „Wszystko za życie”.
Chris pisze w liście do Rona:
„(…) Mylisz się, sądząc, że Radość rodzi się tylko – lub głównie – ze stosunków międzyludzkich. Bóg umieścił ją wokół nas. Jest we wszystkim, w czymkolwiek, czego możemy doznawać. Musimy tylko mieć odwagę zwrócić się przeciwko przyzwyczajeniom i oddać się życiu niekonwencjonalnemu. Chodzi mi o to, że nie potrzebujesz mnie ani nikogo innego aby wnieść nowe światło w swoje życie. Ono czeka, żebyś je wziął, a ty musisz tylko po nie sięgnąć. Jedyną osobą, z którą musisz walczyć, jesteś ty i twój opór przed angażowaniem się w coś nowego.”
I wyobraźcie sobie, że 81-letni mężczyzna (Ron) wziął sobie do serca rady Chrisa, diametralnie zmieniając swoje dotychczasowe życie…
Zachęcam do lektury książki.
Pozdrawiam!
Hej Merry!
Niczego sobie, potwierdzam i pozdrawiam!
Cześć Wodooka!
Jeśli wziąć pod uwagę, że z reguły książki od filmów są lepsze to ta, o której mówisz musi być rzeczywiście świetna. Film również porwał mnie bez reszty tak więc myślę, że z książką byłoby podobnie.
A z Chrisem w powyższym cytacie trudno się nie zgodzić. Ron skorzystał z tych rad ale czy inni są w stanie? Już pewnie nie chodzi o tak diametralną zmianę jaką zafundował sobie Chris, ale o zmiany w życiu codziennym. Osobiście kibicuję takiemu myśleniu, jednak bardzo ciężko idzie mi ,,walka z moim oporem przed angażowaniem się w coś nowego”. Powinienem zmieniać i szukać tej radości a wychodzi to, niestety różnie. 🙂
Nic, trzeba będzie sięgnąć po lekturę, może wtedy na fali inspiracji łatwiej mi się to uda.
pozdrawiam serdecznie! 😉
Witam,
Każdy z nas jest inny i każdy ma inne potrzeby i pragnienia. Myślę, że takie zdeterminowanie i odwagę jaką posiadał Chris, ma niewielu (chociaż autor książki opisuje parę ciekawych przypadków). Ważne, że zdajemy sobie sprawę z takiej postawy i staramy się ją realizować w naszych małych codziennych sprawach a to, że nie zawsze nam to wychodzi, to już inna rzecz 🙂
Szukajmy zatem tych najdrobniejszych radości w codziennym życiu. Mnie osobiście pomoże w tym wiosna!!! (spacery, góry, las … to jest to!)
Pozdrawiam!
Hej oglądałem ten film,naprawde super. Polecam
Potwierdzam co kolega wyżej napisał. Ten kto jeszcze nie miał okazji zobaczyć, musi to czym prędzej uczynić 🙂
hej ćwirku,
film mam i oglądałam go kilka razy. za każdym razem rycząc niczym bóbr. niestety realia życia i egzystowania nie zawsze sprzyjają takiemu życiu i jak na końcu odkrył bohater filmu ” szczęście odczuwa się w pełni wtedy, kiedy dzieli się je z drugim człowiekiem”. człowiek zwyczajnie jest zwierzęciem stadnym i potrzebuje drugiego człowieka. film piękny, ale marzenia dziecinne i naiwne. takie, na jakie mógł się zdobyć nastolatek.
ja polecam książkę szkockiego pisarza-Andrew O`Haggana- The Missing. o ludziach, którzy pewnego dnia ginęli z powierzchni ziemi i nikt nigdy już o nich nie usłyszał.piękna książka.
Dobry wieczór Uno Invitado!
Wiadomo, że na taki krok zdecydowałaby się znikoma ilość ludzi. Wszyscy są świadom zagrożeń czyhających w miejscu tak odludnym i dzikim. Pisałem na początku, że zbyt wygodni i przyzwyczajeni do komfortów jesteśmy, i po pierwsze żal byłoby nam łatwe życie porzucić, a po drugie nie dalibyśmy rady przetrwać. No chyba, że na Alske wypuścić Beara Gryllsa lub innego survivalowca 🙂
,,Szczęście odczuwa się w pełni wtedy, kiedy możemy się nim podzielić” – to mądre stwierdzenie, można też użyć w momentach gdy na przykład podróżujemy i podziwiamy piękne i malownicze krainy. Wszystko zostaje w głowie, pamiętamy ale wskazane jest aby to komuś opowiedzieć, pokazać. I wówczas niezwykłe miejsca nabierają jeszcze większego znaczenia, ta ich niesamowitość się potęguje. Nie wiem ale wydaje się, że w pewnym momencie Chris chciał się Alaską, alaskańskimi pejzażami i tamtejszą przyrodą z kimś podzielić. Zresztą już się na to zdecydował…
Książka, o której wspominasz, jest szansa aby czytać ją po polsku? 🙂
pozdrawiam!
chyba nie przetłumaczono jej na polski. w UK wydana była w ubiegłym roku ( o ile dobrze pamiętam). ale to jedna z nielicznych, która naprawdę mną wstrząsnęła. jeśli nie lubisz czytać po angielsku, będziesz musiał zaczekać na tłumaczenia, w które nie wierzę:)
generalnie chodziło mi o to, że takie marzenia i ich realizacja są naiwne. kiedy miałam 18 lat też chciałam tak żyć. teraz wiem, że to jest właściwie nierealne:) chociaż miałam na blogu napisać o tej książce właśnie w kontekście rzucania wszystkiego i odchodzenia bez słowa. ginięcia bez wieści. to trudny temat.
Filmu nie oglądałam, ale jeszcze na studiach wpadła mi książka w ręce „Wszystko za życie” i pochłonęłam ją w jedną chwilę. To, co tam opisane, przedstawione tak plastycznie, porwało mnie mocno i powiem szczerze, że ja mogłabym się tak wyrwać w pustkę, gdyby nie obecne życie. Nie można rzucić dzieci, męża i zdecydować realizować jakieś szalone marzenia, bo w tym momencie jest to już egoistyczne; moment, w którym bohater ruszył w Alaskę był moim zdaniem idealny. Jesteś sam, decydujesz o tym, jak ma wyglądać twój los… a że ginie… cóż, życie, prawda? za to jakie życie!
W naszej obecnej sytuacji pomysł na życie Alexandra Supertrampa nie wchodzi w rachubę 🙂 Zresztą nawet gdybym był cały czas sam, to pewnie nie zdecydowałbym się na podobne szaleństwo :)Jestem jakimś tam podróżnikiem-amatorem, ale chyba tylko do pewnej granicy. Pewnie te wszystkie podróże ograniczą się do Europy a Alaskę czy inne Himalaje znał będę z książek i filmów 🙂
Co do śmierci Christophera, to mógł jej uniknąć. Chyba trzeba by zwalić to na karb pecha. Było doprawdy bardzo blisko… A powiedz, filmu nie widziałaś, ale może udało Ci się posłuchać ścieżki dźwiękowej? Eddiego Veddera z Pearl Jam – cudowna muzyka 🙂
Nie widziałam filmu i muzyki nie kojarzę, ale już ją znalazłam i posłucham; w zasadzie słucham już trochę, ale na razie opinii nie mam. Poza tym, inaczej odbieram muzykę, kiedy jestem już zaznajomiona z filmem. A film mam na liście już od ponad roku, bo na którymś z blogów rozgorzała dyskusja na jego temat. Ciekawa jestem mojego odbioru filmu po książce. Nie ukrywam, że neikiedy bywam rozczarowana.
Ja z kolei mogłabym uciec w pustkę i tam żyć, bo jestem raczej samotnikiem i stronię od ludzi. I często gęsto żal mi tej prostoty życia, któej obecnie nie mamy.
Muzyka jak wspomniałem jest bardzo dobra. Znajdź sobie wszystkie piosenki, nie są długie i w momencie je przerobisz 🙂 Nie chcę być złym prorokiem, ale gdy jesteś już po książce, to film – pomimo, że bardzo dobry – może Cię rozczarować. Może, ale nie musi. Z reguły jest tak, że książka o wiele lepsza. Lepsza w tym sensie, że jest w niej zawarta cała masa szczegółów, których w filmie nie sposób upchać. Człowiek czeka na jakiś moment z książki, a tu w filmie go nie ma, albo jest mocno powierzchowny. Miałem taką właśnie historię, z ,,Wyprawą Kon-Tiki”. Książka super, a film rozczarowujący. 🙂
Ja też jestem raczej samotnikiem 🙂 Żal prostoty życia? No niestety, taka kolej losu. W większości płyniemy z nurtem, ciężko z niego wyskoczyć dobrowolnie. Zostają nam historie taka jak ta powyżej. Do przeczytania albo oglądnięcia 🙂
Odnośnie muzyki to powiem tak: podobało mi się kilka kawałków, ale nie całość trafiła do mnie. W sensie, że owszem, mogę słuchac każdego utworu i mi nie przeszkadza, nie irytuje, ale też nie wywołuje większych emocji. Te, które do mnie trafiły to: No Ceiling, Long nights, Tuolumne, Society, The wolf, End of the road, Guaranteed. Wśród nich mam takie naj, naj, to 1, 2 i ostatnia 🙂 A Ty lubisz wszystkie jednakowo? I co bardziej przemawia do Ciebie: tekst czy melodia? Co pierwsze powoduje, że właśnie ten utwór jest ulubiony, a inny nie?
Mnie osobiście bardzo podoba się ta płyta. Rzeczywiście niektóre utwory wyrastają ponad inne, ale te inne i tak są dobre, co powoduje, że cały album jest w pewnym sensie wyjątkowy. 🙂 Muzyka bardzo rzuciła mi się w ucho już podczas oglądania filmu, wówczas nie znałem tego filmowego soundtracku. Komponowała się świetnie ze scenami, zresztą te poszczególne utwory mają swoje teledyski (z fragmentami filmu właśnie) i bardzo fajnie to współgra.
Co do Twoich pytań, to w tym konkretnym przypadku chyba cenie sobie bardziej muzykę aniżeli tekst. Eddie Vedder wykonał kawał dobrej roboty – te utwory nie są ani za długie, ani za krótkie, takie w sam raz. A i sam EV stanął na wysokości zadania, przeniósł swoje mistrzostwo z Pearl Jam do Into The Wild 🙂
I wiesz co, może to jest właśnie to: oglądałeś film i muzyka jakby naturalnie połączyła się z obrazem, a to powoduje zupełnie inny efekt niż samo słuchanie. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że niektóre utwory wpadły mi w ucho w szczególny sposób