Wrobels

Into The Wild – historia Alexandra Supertrampa

Czy mieliście kiedyś tak, że chcielibyście porzucić wszystko w diabli i uciec? Do miejsca, nieogarniętego szeroko pojętą codziennością? Uciec od problemów, od schematów, od materialnego świata, od nakazów i zakazów? Nie każdy może sobie na to pozwolić, z różnych powodów. Jedni ze strachu, inni z odpowiedzialności a jeszcze inni z przyzwyczajeń. Bo prawdę mówiąc byłaby to szalenie trudna decyzja…

Christopher Mc Candless aka Alexander Supertramp / fot. haggardandhalloo.com

Na wstępie oznajmiam wszem i wobec, że ja takiego pomysłu na spędzenie życia nie mam, tak więc możecie spać spokojnie. 😉 Ktoś kiedyś już jednak miał i udało mu się go wcielić w życie, choć niestety nie wszystko poszło tak jak należy. Prawdę mówiąc to poszło źle, pomimo tego że Alex miał głowę na karku, był bystry, zaradny i potrafił się odnaleźć w najróżniejszych, nierzadko niebezpiecznych, sytuacjach. W kulminacyjnym punkcie postanowił stawić czoła dzikiej przyrodzie, chciał się sprawdzić i spróbował przetrwać w ekstremalnie trudnych warunkach. Natura ma jednak swoje prawa, w których człowiek nie czuje się najlepiej. Ma tajemnice i wskazówki, z którymi nie jest wcale łatwo sobie poradzić. No chyba, że jest się Bearem Gryllsem lub innym jemu podobnym survivalowcem. Alex nie był, chociaż trzeba przyznać, że radził sobie całkiem dzielnie i prawie dotrwał do końca swojej przygody. Wydawać by się mogło, że błąd który popełnił był błahy. Nic bardziej mylnego, był ogromnie kosztowny! W realiach, w jakich przyszło mu funkcjonować, nabrał jeszcze większego znaczenia…

Into the Wild w reżyserii Seana Penna jest swego rodzaju hołdem dla podróżnika, który na początku lat 90 ruszył na podbój Alaski. Zamienił swoje dotychczasowe życie – według niego strasznie nudne, monotonne i obracające się wokół mało istotnych sytuacji – na zupełnie inny, można powiedzieć włóczęgowski albo hippisowski styl bycia. Zerwał ze wszystkim, porzucił szansę na wygodne życie, na zrobienie kariery i ruszył przed siebie. Jego marzenia zaczęły się spełniać, był wolny, dokonywał własnych wyborów i co najważniejsze: był szczęśliwy. Spotykał ludzi, z którymi znajdował wspólny język, których przekonywał do własnych idei, opowiadał im z ogromną pasją o swoim Alaskańskim pomyśle i z którymi zaprzyjaźniał się bez reszty. Bywał w pięknych i rozpalających zmysły miejscach, uświadczył rozmaitych kaprysów pogodowych, od gorąca bijącego z piasków Meksyku aż po mrozy z okolic Szlaku Stampede na Alasce. Przemierzał Amerykę pociągami, samochodami ale głównie polegał na silę własnych nóg. Sam sobie był panem…

Osobnym wątkiem jest muzyka. Klimatyczna aż do bólu, z historią przedstawioną w filmie uzupełnia się znakomicie. Na prawdę, trzeba pochylić czoła przed mistrzostwem stworzonym przez Eddiego Veddera i jego kumpli z Pearl Jam. Jest spokojna, od razu wpada w ucho a w pewnych momentach powoduje, że łzy próbują wydostać się z oczu. Zresztą nie tylko dźwięki i śpiew rozczulają. Całość najpewniej u większości wywoła ściśnięcie gardła przy przełykaniu śliny. Ja się tak poczułem. Dodatkowym faktem jest to, że cała ta opowieść jest prawdziwa…

Kolacja będzie obfita! Chris po polowaniu / fot. reforestamosmexico.org

„Dwa lata wędruję po świecie. Żadnego telefonu, żadnego basenu, żadnych domowych zwierzaków, żadnych papierosów. Totalna wolność. Esteta, podróżnik którego domem jest droga. Uciekł z Atlanty. Nie będziesz powracał, pamiętaj sobie, najlepiej jest na zachodzie. Teraz, po dwóch latach wędrówki, nadchodzi najważniejsza i największa przygoda. Ostateczny bój, aby zabić fałszywe istnienie wewnętrzne i zwycięsko zakończyć rewolucję duchową. Dziesięć dni i nocy w pociągach towarowych i autostopem przywiodło go na wielką, białą północ. Nie będzie już zatruwany przez cywilizację, od której ucieka; wchodzi samotnie w krainę, by zagubić się w dziczy. Alexander Supertramp, maj 1992”

O autorze Pokaż wszystkie posty Autor Strony

Cwirek

KomentarzyNapisz Komentarz

  • Słyszałam o tym filmie, ale jeszcze nie miałam okazji go obejrzeć. Po Twoim artykule wiem, że niedługo to zrobię. Mam ochotę właśnie na taką produkcję – czuję, że się nie zawiodę.

    Miłego weekendu, Cwirku.

  • Witaj Ćwirku,

    Twój post krzepi moje serce. Oglądałam ten film jeszcze kiedy w kinach był (choć do tego akurat nie powinnam się pewnie przyznawać), genialny jest. Z resztą sama historia Alexa jest imponująca. Wiele razy miałam ochotę rzucić wszystko jak on i mam nadal. Doskonale pojmuję momenty, w których buntował się, że jakieś prawo nie pozwala mu przepłynąć rzeki. Ludzie wprowadzili bzdurne, a na dodatek płatne pozwolenia, tym oto sposobem nawet żeby wejść na Mount Everest trzeba być bogaczem, nie wystarczy mieć dobrej kondycji do tego rodzaju sportów.
    Cały film trzymałam za niego kciuki i cierpiałam razem z nim, gdy zjadł te nieszczęsne jagody. Pocieszenie nastąpiło na koniec, kiedy napisał o swoim szczęściu.
    Zgodzę się co do świetnej muzyki.

  • Hej Bezimienna!

    Ja nie powinienem się przyznawać raczej, że wiedziałem o tym filmie od co najmniej 2 lat, mieliśmy go w domu a dopiero niedawno udało mi się oglądnąć… W całej tej historii jak wspomniałaś powsadzane były różne prawa i zakazy. Niemniej jednak Alex potrafił je omijać, czyli jak ktoś chce to może 🙂 Był bez grosza przy duszy a przejechał mnóstwo kilometrów za darmo w wagonie. Spływ kajakiem też sobie zafundował pomimo, że oficjalnie musiałby czekać szmat czasu.

    A na Mount Everest, pomimo że zdobycie tego szczytu byłoby czymś nie z tej planety, to jednak chyba bym sobie odpuścił. Nawet gdybym wygrał w totolotka 🙂 Zbyt wiele istnień ta góra zabrała.

    Jest prawdą to, co Chris, już resztkami sił napisał: ,,Szczęście jest autentyczne tylko wtedy, gdy się nim dzielisz”

    pozdrawiam!

  • Widzisz, bo z podróżowaniem to jest podobno tak, że nie trzeba mieć pieniędzy a (i tu się kolokwialnie wyrażę) przysłowiowe jaja. Ja ciągle czekam aż mi urosną;)

    Z tym szczęściem to jest tak, że kiedy jesteś naprawdę szczęśliwy to chyba więcej osób zazdrości niż chce, abyś się z nimi podzielił. Tak mi się wydaje. Nie potrafimy ciągle przyjmować szczęścia drugiego jeśli nam się gorzej powodzi.
    Pozdrawiam.

  • Zależy na jakie podróże się decydujesz 🙂 Jaja byłyby najprawdopodobniej potrzebne podczas surwiwalowych wyjazdów w najdziksze zakątki świata czy wyjazdów do krajów trzeciego świata 🙂

    Zgadzam się z Tobą, że ludzie są zawistni i bardzo często zazdroszczą szczęścia innym (niestety…). Ale u Alexa chodziło chyba o inny rodzaj szczęścia, a przynajmniej ja tak to zinterpretowałem. Mianowicie będąc na Alasce, żyjąc tam w tej dziczy, podziwiając piękne widoki i obcując ze zwierzętami w pewnym momencie poczuł się samotny. Chciał się z kimś tym szczęściem podzielić. Niestety, różne okoliczności spowodowały, że tego nie dokonał.

    I chyba dotyczy się to różnych sytuacji, gdy samodzielnie przeżywa się miłe chwile i gdy tego później nie można, że tak powiem ,,sprzedać”. Wtedy znaczenie szczęścia blednie.

    pozdrawiam! 😉

  • Wyjątkowy, niebanalny, na zawsze pozostający w pamięci Człowiek.

    Film oglądałam kilkakrotnie. Nie mogłam nie sięgnąć głębiej w tą historię. Słuchając rewelacyjnej płyty Eddiego Vaddera czytam „Wszystko za życie”.

    Chris pisze w liście do Rona:
    „(…) Mylisz się, sądząc, że Radość rodzi się tylko – lub głównie – ze stosunków międzyludzkich. Bóg umieścił ją wokół nas. Jest we wszystkim, w czymkolwiek, czego możemy doznawać. Musimy tylko mieć odwagę zwrócić się przeciwko przyzwyczajeniom i oddać się życiu niekonwencjonalnemu. Chodzi mi o to, że nie potrzebujesz mnie ani nikogo innego aby wnieść nowe światło w swoje życie. Ono czeka, żebyś je wziął, a ty musisz tylko po nie sięgnąć. Jedyną osobą, z którą musisz walczyć, jesteś ty i twój opór przed angażowaniem się w coś nowego.”

    I wyobraźcie sobie, że 81-letni mężczyzna (Ron) wziął sobie do serca rady Chrisa, diametralnie zmieniając swoje dotychczasowe życie…

    Zachęcam do lektury książki.
    Pozdrawiam!

  • Hej Merry!

    Niczego sobie, potwierdzam i pozdrawiam!

    Cześć Wodooka!

    Jeśli wziąć pod uwagę, że z reguły książki od filmów są lepsze to ta, o której mówisz musi być rzeczywiście świetna. Film również porwał mnie bez reszty tak więc myślę, że z książką byłoby podobnie.

    A z Chrisem w powyższym cytacie trudno się nie zgodzić. Ron skorzystał z tych rad ale czy inni są w stanie? Już pewnie nie chodzi o tak diametralną zmianę jaką zafundował sobie Chris, ale o zmiany w życiu codziennym. Osobiście kibicuję takiemu myśleniu, jednak bardzo ciężko idzie mi ,,walka z moim oporem przed angażowaniem się w coś nowego”. Powinienem zmieniać i szukać tej radości a wychodzi to, niestety różnie. 🙂

    Nic, trzeba będzie sięgnąć po lekturę, może wtedy na fali inspiracji łatwiej mi się to uda.

    pozdrawiam serdecznie! 😉

  • Witam,
    Każdy z nas jest inny i każdy ma inne potrzeby i pragnienia. Myślę, że takie zdeterminowanie i odwagę jaką posiadał Chris, ma niewielu (chociaż autor książki opisuje parę ciekawych przypadków). Ważne, że zdajemy sobie sprawę z takiej postawy i staramy się ją realizować w naszych małych codziennych sprawach a to, że nie zawsze nam to wychodzi, to już inna rzecz 🙂
    Szukajmy zatem tych najdrobniejszych radości w codziennym życiu. Mnie osobiście pomoże w tym wiosna!!! (spacery, góry, las … to jest to!)
    Pozdrawiam!

  • hej ćwirku,
    film mam i oglądałam go kilka razy. za każdym razem rycząc niczym bóbr. niestety realia życia i egzystowania nie zawsze sprzyjają takiemu życiu i jak na końcu odkrył bohater filmu ” szczęście odczuwa się w pełni wtedy, kiedy dzieli się je z drugim człowiekiem”. człowiek zwyczajnie jest zwierzęciem stadnym i potrzebuje drugiego człowieka. film piękny, ale marzenia dziecinne i naiwne. takie, na jakie mógł się zdobyć nastolatek.
    ja polecam książkę szkockiego pisarza-Andrew O`Haggana- The Missing. o ludziach, którzy pewnego dnia ginęli z powierzchni ziemi i nikt nigdy już o nich nie usłyszał.piękna książka.

  • Dobry wieczór Uno Invitado!

    Wiadomo, że na taki krok zdecydowałaby się znikoma ilość ludzi. Wszyscy są świadom zagrożeń czyhających w miejscu tak odludnym i dzikim. Pisałem na początku, że zbyt wygodni i przyzwyczajeni do komfortów jesteśmy, i po pierwsze żal byłoby nam łatwe życie porzucić, a po drugie nie dalibyśmy rady przetrwać. No chyba, że na Alske wypuścić Beara Gryllsa lub innego survivalowca 🙂

    ,,Szczęście odczuwa się w pełni wtedy, kiedy możemy się nim podzielić” – to mądre stwierdzenie, można też użyć w momentach gdy na przykład podróżujemy i podziwiamy piękne i malownicze krainy. Wszystko zostaje w głowie, pamiętamy ale wskazane jest aby to komuś opowiedzieć, pokazać. I wówczas niezwykłe miejsca nabierają jeszcze większego znaczenia, ta ich niesamowitość się potęguje. Nie wiem ale wydaje się, że w pewnym momencie Chris chciał się Alaską, alaskańskimi pejzażami i tamtejszą przyrodą z kimś podzielić. Zresztą już się na to zdecydował…

    Książka, o której wspominasz, jest szansa aby czytać ją po polsku? 🙂

    pozdrawiam!

  • chyba nie przetłumaczono jej na polski. w UK wydana była w ubiegłym roku ( o ile dobrze pamiętam). ale to jedna z nielicznych, która naprawdę mną wstrząsnęła. jeśli nie lubisz czytać po angielsku, będziesz musiał zaczekać na tłumaczenia, w które nie wierzę:)

    generalnie chodziło mi o to, że takie marzenia i ich realizacja są naiwne. kiedy miałam 18 lat też chciałam tak żyć. teraz wiem, że to jest właściwie nierealne:) chociaż miałam na blogu napisać o tej książce właśnie w kontekście rzucania wszystkiego i odchodzenia bez słowa. ginięcia bez wieści. to trudny temat.

  • Filmu nie oglądałam, ale jeszcze na studiach wpadła mi książka w ręce „Wszystko za życie” i pochłonęłam ją w jedną chwilę. To, co tam opisane, przedstawione tak plastycznie, porwało mnie mocno i powiem szczerze, że ja mogłabym się tak wyrwać w pustkę, gdyby nie obecne życie. Nie można rzucić dzieci, męża i zdecydować realizować jakieś szalone marzenia, bo w tym momencie jest to już egoistyczne; moment, w którym bohater ruszył w Alaskę był moim zdaniem idealny. Jesteś sam, decydujesz o tym, jak ma wyglądać twój los… a że ginie… cóż, życie, prawda? za to jakie życie!

    • W naszej obecnej sytuacji pomysł na życie Alexandra Supertrampa nie wchodzi w rachubę 🙂 Zresztą nawet gdybym był cały czas sam, to pewnie nie zdecydowałbym się na podobne szaleństwo :)Jestem jakimś tam podróżnikiem-amatorem, ale chyba tylko do pewnej granicy. Pewnie te wszystkie podróże ograniczą się do Europy a Alaskę czy inne Himalaje znał będę z książek i filmów 🙂

      Co do śmierci Christophera, to mógł jej uniknąć. Chyba trzeba by zwalić to na karb pecha. Było doprawdy bardzo blisko… A powiedz, filmu nie widziałaś, ale może udało Ci się posłuchać ścieżki dźwiękowej? Eddiego Veddera z Pearl Jam – cudowna muzyka 🙂

  • Nie widziałam filmu i muzyki nie kojarzę, ale już ją znalazłam i posłucham; w zasadzie słucham już trochę, ale na razie opinii nie mam. Poza tym, inaczej odbieram muzykę, kiedy jestem już zaznajomiona z filmem. A film mam na liście już od ponad roku, bo na którymś z blogów rozgorzała dyskusja na jego temat. Ciekawa jestem mojego odbioru filmu po książce. Nie ukrywam, że neikiedy bywam rozczarowana.
    Ja z kolei mogłabym uciec w pustkę i tam żyć, bo jestem raczej samotnikiem i stronię od ludzi. I często gęsto żal mi tej prostoty życia, któej obecnie nie mamy.

  • Muzyka jak wspomniałem jest bardzo dobra. Znajdź sobie wszystkie piosenki, nie są długie i w momencie je przerobisz 🙂 Nie chcę być złym prorokiem, ale gdy jesteś już po książce, to film – pomimo, że bardzo dobry – może Cię rozczarować. Może, ale nie musi. Z reguły jest tak, że książka o wiele lepsza. Lepsza w tym sensie, że jest w niej zawarta cała masa szczegółów, których w filmie nie sposób upchać. Człowiek czeka na jakiś moment z książki, a tu w filmie go nie ma, albo jest mocno powierzchowny. Miałem taką właśnie historię, z ,,Wyprawą Kon-Tiki”. Książka super, a film rozczarowujący. 🙂

    Ja też jestem raczej samotnikiem 🙂 Żal prostoty życia? No niestety, taka kolej losu. W większości płyniemy z nurtem, ciężko z niego wyskoczyć dobrowolnie. Zostają nam historie taka jak ta powyżej. Do przeczytania albo oglądnięcia 🙂

  • Odnośnie muzyki to powiem tak: podobało mi się kilka kawałków, ale nie całość trafiła do mnie. W sensie, że owszem, mogę słuchac każdego utworu i mi nie przeszkadza, nie irytuje, ale też nie wywołuje większych emocji. Te, które do mnie trafiły to: No Ceiling, Long nights, Tuolumne, Society, The wolf, End of the road, Guaranteed. Wśród nich mam takie naj, naj, to 1, 2 i ostatnia 🙂 A Ty lubisz wszystkie jednakowo? I co bardziej przemawia do Ciebie: tekst czy melodia? Co pierwsze powoduje, że właśnie ten utwór jest ulubiony, a inny nie?

  • Mnie osobiście bardzo podoba się ta płyta. Rzeczywiście niektóre utwory wyrastają ponad inne, ale te inne i tak są dobre, co powoduje, że cały album jest w pewnym sensie wyjątkowy. 🙂 Muzyka bardzo rzuciła mi się w ucho już podczas oglądania filmu, wówczas nie znałem tego filmowego soundtracku. Komponowała się świetnie ze scenami, zresztą te poszczególne utwory mają swoje teledyski (z fragmentami filmu właśnie) i bardzo fajnie to współgra.

    Co do Twoich pytań, to w tym konkretnym przypadku chyba cenie sobie bardziej muzykę aniżeli tekst. Eddie Vedder wykonał kawał dobrej roboty – te utwory nie są ani za długie, ani za krótkie, takie w sam raz. A i sam EV stanął na wysokości zadania, przeniósł swoje mistrzostwo z Pearl Jam do Into The Wild 🙂

  • I wiesz co, może to jest właśnie to: oglądałeś film i muzyka jakby naturalnie połączyła się z obrazem, a to powoduje zupełnie inny efekt niż samo słuchanie. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że niektóre utwory wpadły mi w ucho w szczególny sposób

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *