Kategoria - Cwirkownia
Copa America galopuje szybko, rozpędza się a wraz z nią zaczynają grać faworyci. Grają jak należy, choć trzeba przyznać, że idzie im to jak na razie jak po grudzie, chociaż ostatnie wyniki wskazywały by coś innego. Prawdę mówiąc to lepsze wrażenie na wszystkich sprawiają drużyny z drugiego a nawet trzeciego planu. Ekipy, po których nikt niczego wielkiego się nie spodziewał, które miały być zjedzone bez popitki, miały rozgrzać wielkich i dostarczyć im mnóstwa bramek. Poza małymi wyjątkami nic takiego się nie dzieje ale to dobrze, bo turniej stał się nieprzewidywalny a to jest dla kibiców najważniejsze. Czytaj Dalej
Rozpoczęła nam się trzecia co do wielkości piłkarska impreza na świecie. Zaraz po Mundialu i Mistrzostwach Europy, choć oczywiście na kontynencie południowoamerykańskim uważają, że to Copa America przewyższa nasze Euro. Nie zdziwiłbym się również, gdyby swój turniej stawiali na samiuteńkim szczycie wszystkich turniejów piłkarskich rozgrywanych pod egidą piłki reprezentacyjnej.
Ja, fan piłki kopanej nieprzeciętny, kibic zarówno kanapowy jak i czynny, takiej rangi imprezy przepuścić rzecz jasna nie mogę. Zdarzyło mi się parę razy wcześniej już uczestniczyć w paru Copa América, oglądałem co prawda nie regularnie, głównie te spotkania z udziałem drużyn najważniejszych, czyli Brazylii, Argentyny, Paragwaju, Urugwaju czy Chile. Chyba moje pierwsze Mistrzostwa Ameryki Łacińskiej, które pamiętam i które śledziłem wieczorami oraz nie rzadko nocą to był turniej z 1999 roku rozgrywany w Paragwaju. Wtedy nie było mocnych na wielką Brazylię z Rivaldo, Ronaldo czy co dopiero wchodzącym do wielkiego futbolu Ronaldinho.
Gospodarzem tegorocznego Copa América (43 w historii) jest Argentyna. Tytułu broni Brazylia, która z 5 ostatnich edycji wygrywała 4 razy. Oczywiście niejako z definicji te dwie wielkie ekipy są faworytami każdego CA. Również w tym roku tak jest. Zwłaszcza liczy się na Albicelestes, którzy oprócz tego, że w swoich szeregach posiadają takich wirtuozów piłki jak Messi, Higuain, Tevez, Di Maria czy Aguero mają za sobą także rzesze kibiców, będących na trybunach w przeważającej większości. Natomiast Canarinhos, przyjechali do Argentyny w mocno przebudowanym i odmłodzonym składzie, choć rzecz jasna na tyle mocnym, że bez problemu mogą się pokusić o końcowy triumf.
W tabeli wszech czasów, na 42 dotychczas rozegrane edycje najwięcej razy wygrywała Argentyna (15). Na drugim miejscu jest Urugwaj (14) a na trzecim dopiero Brazylia (8). Ale jak wspomniałem ostatnie czasy to właśnie Brazylijczycy rozdają karty a Argentyna i Urugwaj ostatni raz wygrywali, odpowiednio w 1993 oraz 1995 roku.
W tym roku obydwaj giganci zdążyli rozegrać swoje pierwsze spotkania. Nie wiadomo, który rezultat można okrzyknąć za większą niespodziankę, czy inauguracyjny remis Argentyny z Boliwią? Czy może bezbramkowe starcie Brazylii z Wenezuelą? Dla mnie jest to ten sam kaliber sensacji, choć nie ma co wyciągać zbyt daleko idących wniosków, wszak turniej dopiero co się zaczyna i raczej mało realne jest, że ta mizeria czy to idzie o gospodarzy jak i gości z kraju kawy, trwać będzie dalej. Zimny prysznic może faworytom dobrze zrobić, sprowadzić wielkie gwiazdy na ziemię i zmusić do większego wysiłku. Oglądając te mecze nie można było odmówić walki i zaangażowania ale po takich graczach jak Messi, Tevez, Robinho czy Pato należy spodziewać się czegoś więcej. Rywale, którzy przed meczem skazywani byli na pożarcie potrafili się postawić i grać swoje (czyli głównie stawiając na defensywę), co na koniec przyniosło upragniony cel. Argentyna się szamotała, podobnie jak Brazylia. Wdawali się w bezsensowne starcia i piłkarskie przepychanki w środku pola, mnożyły się straty i niedokładne zagrania a sytuacji bramkowych było jak na lekarstwo.
Oglądając zeszłoroczne zmagania Argentyńczyków na Mistrzostwach Globu w RPA, większość wieszała (słusznie zresztą) psy na Maradonie. El Diego przemieszał skład, nie dbał o taktykę, zapomniał o defensywie, kazał grać do przodu, efektownie i radośnie. Skończyło się blamażem w ćwierćfinale z Niemcami, Maradone pożegnano i zatrudniono Sergio Batistę, który miał wszystko poukładać i przywrócić Argentynie utracony blask. W meczach towarzyskich po Mundialu bywało różnie, oprócz przekonywujących zwycięstw (4:1 z Hiszpanią) czy niemniej ważnych (1:0 z Brazylią i 2:1 z Portugalią) przydarzały się także nieprzynoszące chluby wpadki (1:4 z Nigerią, 1:2 z Polską – tyle, że w tych spotkaniach grała raczej kadra B). Niemrawe rezultaty mogły budzić niepokój a jeśli dodać do tego, że największa ich obecnie gwiazda, Leonel Messi grać w kadrze nie potrafi, to nietrudno uwierzyć w te obawy. Dla Biało-Niebieskich te niepokoje potwierdziły się we wspomnianej potyczce z Boliwią. Nie pomogło nawet wzmocnienie defensywy, do której powrócił pominięty przez Maradonę Javier Zanetti czy wstawienie do pierwszego składu, odpowiadającego za czarną robotę w środku pola Estebana Cambiasso. Argentyna zawiodła jako całość, zwłaszcza z przodu gdzie plejada ofensywnych gwiazd potrafiła zdobyć zaledwie jednego gola.
Jak już wyżej napisałem, nie jest możliwym aby taki stan rzeczy trwał dalej. W moim odczuciu zarówno Argentyna jak i Brazylia w końcu zatrybią i zaczną grac na miarę oczekiwań. Potrzebne to jest szczególnie graczom Argentyńskim. Fani nie wybaczyliby im kolejnego niepowodzenia.
To, że buduje się nowe stadiony w Polsce wiemy nie od dziś. Po latach degrengolady na tym polu, kiedy to kluby i reprezentacja rozgrywały swoje mecze na obiektach, które ,,stadionem” były tylko z nazwy wreszcie ruszyło do przodu. I to z siłą, jakiej nie było nigdy. Oczywiście wielkim kopem rozruchowym było przyznanie Polsce Euro 2012 ale z drugiej strony miasta, w których Euro nie zagości również postanowiły wybudować swój stadion. W niedalekiej przyszłości każdy klub w Ekstraklasie będzie posiadał nowiuteńki obiekt. Większość zrozumiała, że aby zaistnieć w świecie piłki nożnej taka inwestycja jest nieunikniona. Szkoda, że w dalszym ciągu nie rozumieją tego na Górnym Śląsku… Czytaj Dalej
Od ostatniej mojej wzmianki tutaj na temat GKS-u Katowice minęło już ponad rok. Stanowczo zbyt długo. W między czasie emocjonowałem się w głównej mierze podwórkiem hiszpańskim na czele z Realem Madryt oraz Barceloną, nie rzadko poświęcałem się innym, europejskim ligom, czy też pucharom. O GieKSie niestety nie było ani śladu… A to przecież od tego klubu zaczęła się moja miłość i pasja do piłki nożnej, to GieKSa odkąd pamiętam była najważniejsza, to na jej spotkania zacząłem regularnie chodzić w latach 90, w końcu to z nią związałem się na dobre, w momencie reprezentowania złoto-zielono-czarnych barw przez długie 9 lat. Tak więc należy się GKS-owi z mojej strony bardziej uważne traktowanie. Czytaj Dalej
Spotkałem się z opiniami, że album ten jest słaby. Że co prawda znaleźć w nim można utwory monumentalne (a raczej jeden monumentalny, może inaczej: bardzo popularny i świetnie przez wszystkich znany – tytułowy Fear of the Dark) ale niektóre nie pasują i odstają poziomem od wcześniejszych, nagrywanych w latach 80. Czy tak jest w rzeczywistości? Każdy ma własne prawo do oceny i tych opinii będzie zapewne tyle ilu jest fanów ale moim zdaniem FOTD nie jest zły. Może nie jest tak wybitny jak choćby The Number of the Beast, Piece of Mind czy Seventh Son of a Seventh Son ale najgorszym z całą pewnością również nie jest. Oczywiście są słabsze i lepsze momenty, jednak jako ogół prezentuje się bardzo dobrze. Czytaj Dalej
Kończy nam się dzisiaj maraton z Gran Derbi, przez ostatnie 17 dni praktycznie wszystko kręciło się wokół rywalizacji Realu z Barceloną. Wszystko co ma powiązania z piłką nożną oczywiście. Jakie to były spotkania? Czy zelektryzowały cały piłkarski świat? W pewnym sensie tak ale wydaje mi się, że było w tych potyczkach nazbyt dużo kunktatorstwa, niepotrzebnych przepychanek, niezdrowej walki oraz niecnych sztuczek. Czytaj Dalej
Estadio Mestalla okazała się niezwykle szczęśliwa dla Realu Madryt w tym sezonie. Prawie co zakończyła się wspaniała noc z 20 kwietnia, kiedy to udało się wyszarpać pierwszy od 18 lat Puchar Hiszpanii, a tu przyszła kolejna wizyta, tym razem ligowa z 23 kwietnia aby stanąć w szranki z miejscową Valencią. Spotkanie pomiędzy tymi dwoma drużynami w normalnych warunkach byłoby hitem, co prawda tabela pokazuje, że i owszem hitem jest, bo Nietoperze są 3 a Królewscy 2 ale ,,pech” dla rangi tej potyczki polega na tym, że cały piłkarski świat emocjonuje się czymś innym. Czymś, czego dotychczas jeszcze nie uświadczyliśmy, czymś co sprawia, że inne mecze schodzą na dalszy plan. Czytaj Dalej
Pierwsza z czterech bitw, które zafundował nam los zakończyła się podziałem punktów. Czy jestem z takiego rezultatu zadowolony? No cóż, z jednej strony nie bo jednak jakakolwiek strata punktów na własnym stadionie zalicza się raczej do negatywów, na pewno nie jeśli zestawić ten mecz wczorajszy do tego z jesieni (5:0 dla Barcelony), raczej nie z punktu widzenia ligowej tabeli i walki o mistrzostwo kraju. A plusy tego remisu? Tak na szybko zauważam dwa: przerwana fatalna passa 5 porażek w Gran Derbi oraz fakt, że większość część drugiej połowy Real musiał grać w 10 (przy 1:0 dla Blaugrany). Czytaj Dalej
Stało się! A właściwie dopiero się stanie, na 90%, jest to już raczej nieuniknione. Pomiędzy 16 kwietnia a 3 maja będziemy mieli aż 4 El Classico. W odstępie 17 dni (!) poczwórna uczta na najwyższym możliwym poziomie. W życiu bym nie przypuszczał, że spotkania pomiędzy Realem a Barceloną nabiorą takiej intensywności, że zakończy się jedno a za parę dni rozpocznie się kolejne. Nie zdołamy ogarnąć, skomentować jednego bo trzeba się będzie już skupić na następnym. Czytaj Dalej