Wrobels

Kategoria - Polska

W Lesie

Budzę się nieprzyzwoicie wczesną porą (perspektywa lenia, lubiącego pospać), wchodzę w spodnie, zakładam bluzę, ubieram buty, kurtkę i sięgam po aparat, starając się zrobić to jak najdyskretniej potrafię – wszyscy jeszcze śpią, ja idę do lasu. Słońce już dawno obudzone, poranny chłodek, rześko. Młode bociany czekają w gnieździe na śniadanie, jeszcze nielatające, zdatne całkowicie na rodziców, a w szczególnności na ojca, który dwoi się i troi, starając się zapewnić wszystko co potrzebne swoim dorastającym dzieciom. Tata bocian jest doprawdy niesamowity. Co noc sypia samotnie na dachu sąsiedniego budynku. Na jednej nodze, z dziubem wtulonym gdzieś głęboko w piórach. Trójka młodych z mamą w gnieździe a dzielny ojciec, po nieustannym i cierpliwym penetrowaniu okolicznnych łąk i pól, z boku, w samotności… Czytaj Dalej

Nad Sanem

Jadę. Zabieram torbę z aparatem i jadę. Rowerem dojeżdżam do głównej drogi miasteczka, następnie skręcam w boczną, tuż obok niewielkiej acz chyba najbardziej popularnej miejscówki kulinarno-towarzyskiej i dalej kolejną ulicą pędzę z górki. Przecinam szosę krajową i wjeżdżam na tereny roślin i zwierząt, do królestwa pól, natury i tysięcy robaków. Czytaj Dalej

Na Durbaszkę!

Był pomysł aby wyjść gdzieś z samiuśkiego rana w trasę. Wsiąść aparaty i wyruszyć nim wszyscy wstaną, długo przed śniadaniem, z pierwszymi promieniami rozbudzającego się słońca. Pierwsze podejście o 5 rano. Za oknami ciemno-szaro, wrażenie jakby cały czas była noc. Ja gotowy aczkolwiek lekko zbity z tropu, serce chciało bez względu na wszystko iść, rozum podpowiadał, że to jeszcze nie jest ten moment. Krótka korespondencja sms-owa z Danielem i opóźniamy start o godzinę. 6 rano. Drugie podejście, tym razem skuteczne. Pensjonat jeszcze śpi, a przynajmniej zdecydowana większość gości szczelnie przykryta jest ciepłą kołdrą. Wyślizgujemy się w miarę cicho z wielkiego, kilkupiętrowego domu i pomału rozpoczynamy naszą wędrówkę. Czytaj Dalej

Rzeszowskie Piwnice – podziemna strona miasta

Spacerowałem po tym Rynku już wiele razy. Przechodziłem głównie ze wschodniej części na zachodnią, a potem z zachodniej na wschodnią, czasem przystanąłem, czasem przysiadłem w jednym z okolicznych ogródków piwnych, generalnie miejsce obce mi nie jest (choć to nie moje miasto, można by powiedzieć). Chodząc tak po powierzchni, depcząc po starym bruku człowiek tylko patrzy na to, co wokół, zerknie w stronę kamienic, przejdzie wzrokiem po najbliższej okolicy ale nie pomyśli, że coś ciekawego może znajdować się pod nim. I nie chodzi mi o kanały (aczkolwiek w takich na przykład Dublińskich kanałach może być fajnie, ze względu na Wikińską przeszłość. Albo w kanałach Londynu, można pewnie zetknąć się z Rzymskimi pozostałościami), lecz o długą nitkę podziemnych tuneli, przejść, korytarzy czy chodników. A, że takie pod Rzeszowskim Rynkiem się znajdują możemy dowiedzieć się korzystając z najważniejszej atrakcji turystycznej miasta: Podziemnej Trasy Turystycznej ,,Rzeszowskie Piwnice”. Czytaj Dalej