Wrobels

Vodafone – jak walczyłem o 199 euro.

Technologia idzie w zastraszającym tempie do przodu, gna bez opamiętania i to, co dziś jest nowoczesne, jutro wydaje się być przestarzałe. Doprawdy trudno nadążyć w tym technologicznym wyścigu szczurów. Ostatnio wszedłem w tę machinę i przeskoczyłem z jednego, niższego poziomu, na inny, wyższy. Wydawać by się mogło, że jeśli stałem się bardziej nowoczesny to wszystko powinno być w jak najlepszym porządku. Powinno…Postanowiłem zmienić sobie telefon komórkowy, a dokładniej chciałem wymienić smartfon na nowszy smartfon. Po rozeznaniu rynku, po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw, padło na model SONY XPERIA L – cena 199 euro. Poszedłem do okolicznego punktu Vodafone i niestety nie mieli tego smartfona na stanie. No nic, trzeba ugryźć sprawę od innej strony – wchodzę do Internetu na www ,,Króla Komunikacji’’ i tam próbuję dokonać zakupu. W tym momencie zaczyna się zabawa…

Po wybraniu interesującego mnie modelu idę na zakładki ,,Płatność’’, wpisuję wszystkie dane z karty kredytowej i wciskam przycisk zakupu. Parę sekund oczekiwania i nagle na ekranie wyskakuje mi informacja, że jest jakiś błąd w systemie, transakcja nie może być zrealizowana, że środki z karty nie zostaną pobrane i żeby spróbować ponownie za parę minut. Robię tak jak wyczytałem, raz jeszcze wklepuje dane z karty i kupuję. Ku mojemu zdziwieniu znów to samo: ,,Błąd systemu’’. Zaniepokojony zaprzestałem kolejnej próby. Plan był taki, że nazajutrz telefonicznie muszę wyjaśnić, czy kasa z karty zniknęła czy nie?

1 rozmowa telefoniczna.

Następnego dnia rano leżymy w łóżku. Nagle dzwonek do drzwi. Szybko zbiegam na dół, otwieram drzwi i odbieram pocztową przesyłkę. Co się okazało? Przyszedł zamówiony przeze mnie wczoraj, smartfon. Wysłali pomimo akcji z podwójnym błędem systemu? ,,W porządku’’ – myślę sobie – ,,smartfon jest, więc wszystko dobrze się skończyło’’. Jeszcze przed południem tego samego dnia dzwoni telefon – rozmowa z Banku. Koleś pyta się mnie o wczorajsze transakcje. Wyjaśniłem mu, co się stało, że były błędy, ale koniec końców wszystko jest ok., bo telefon już u mnie jest.

Mija może z tydzień, sprawdzam poranną pocztę, rozpieczętowuję kopertę i oczom nie wierzę. W comiesięcznym rachunku bankowym mojej karty kredytowej jak byk widnieje, że dnia 6 listopada 2013 zostały pobrane pieniądze. PODWÓJNIE! Naliczyło mi podwójną kasę za tylko jeden telefon, pomimo rzekomej informacji podczas zakupu, że ,,Twoja karta nie zostanie obciążona’’ i po rozmowie z kolesiem z Banku, który całą sprawę znał. Biorę rachunek i jadę do mojego Banku. Tam wyłożyłem babce, co i jak i pytam się jej gdzie może być błąd? Ona odpowiada, że jeśli wina leży po stronie banku, to na pewno pieniążki zostaną zwrócone i jak coś, to żeby zadzwonić na ,,Customer Service’’. Uznaliśmy, że tak zrobię, niemniej jednak najpierw udam się do sklepu Vodafone i zobaczę, co oni mi powiedzą.

2 rozmowa telefoniczna.

Po minucie jestem w Vodafone. Szybko objaśniłem, w czym problem i sprzedawczyni połączyła mnie z ich obsługą klienta. Po kilkunastu minutach udało się kogoś namierzyć i raz jeszcze regułka poszła w ruch. Opisałem sprawę, podałem numer rachunku, mój adres, mail, telefon, wszystko, o co mnie prosiła i na koniec mówi, że muszą to zweryfikować i za 48 godzin oddzwonią. W porządku, poczekam.

3 rozmowa telefoniczna.

Mijają dwa dni i echo. Po 72 godzinach dzwonię. Wybijam 1-nkę, kolejną 1-nkę i następną, odsłuchuję muzyczkę, czekam, mija z 10 minut i jest – ktoś po drugiej stronie. Tym razem facet. Znów wszystko od początku, całe wyjaśnienia, wszystkie numery, dane, weryfikacja, w międzyczasie on odchodzi, ja słucham muzyczki, znów się pojawia. Po 20-25 minutach przychodzi z wiadomością: sprawdzili i u nich na koncie jest tylko jedna kwota 199 euro, i że wina musi być na pewno po stronie banku. No dobra, skoro tak mówisz to dzwonię do banku…

4 rozmowa telefoniczna.

Łączę się z bankiem. Teraz wyuczona formułka zostaje przedstawiona kobiecie w banku i ona mi mówi, że u nich z tego numeru karty kredytowej są dokonane 2 transakcje w odstępie paru minut. ,,Wszystko się zgadza’’ – odpowiadam i próbuje tłumaczyć, że dlatego dwie, bo zostałem wprowadzony w błąd w sklepie internetowym Vodafone. Ona: ,,to proszę zwrócić się do Vodafone i ewentualnie napisać skargę’’. Podyktowała mi, na jaki adres i na tym się dyskusja zakończyła.

Piszę list, w którym zamieszczam opis mojego problemu i wyrażam niemałe już zdenerwowanie, że próbuje się mnie zbyć, że tracę zaufanie, że klienta mają w dupie, i że jest cały czas po górkę. Wysyłam to poleconym (za 5.20!) mając (nie wiem, jakim cudem?) nadzieję, że może ich ruszy sumienie i coś ten list zmieni.

Przyznaję w tym miejscu bez bicia, że trochę niemądrym z mojej strony było, że nie nękałem ich regularnie, tylko kontaktowałem się w sporym odstępie czasowym. W międzyczasie pojawił się grudzień, przyszły święta i sprawę trzeba było odłożyć do nowego roku.

5 rozmowa telefoniczna.

Na początku stycznia działam ponownie i dzwonię. Trzeba zapomnieć o tym, że uda się połączyć od razu, trzeba swoje odczekać, odsłuchać debilnych piosenek, nagranych regułek, że za tyle i tyle ktoś wolny się pojawi, – co najmniej 10-15 minut jest do właściwej rozmowy. Odbiera następna już kobieta, wydaje się, że zupełnie inna niż wcześniej… Oczywiście nie ma zielonego pojęcia, o co chodzi i trzeba jej znów wyłożyć wszystko od A do Z. Niby robi się to z automatu, ale i tak cię to za przeproszeniem wkurwia. No, więc: opis sprawy, mail, telefon, adres, imiona, numery transakcji itd. Dałem jej jeden numer, ale dopytywała mnie o jeszcze jakiś – generalnie nie mogłem tego pojąć, dlaczego ja jej wszystko z detalami i szczegółami musiałem podawać, skoro powinni mieć w swoim systemie wszystko o zakupie towaru, włącznie z datami i wszelakimi numerkami. Tak wielka firma i nie może dojść do sedna problemu? W pewnej chwili mówi mi, że jakiś tam numer, którego ode mnie zdobyć nie może musi zostać odszukany w ich systemach przez techników i to potrwa 48 godzin… Jako, że zbliżał się weekend to stwierdzam, że po 3 dniach się odzywam i czekam na jakieś decyzje.

6 rozmowa telefoniczna.

Po rzeczonym weekendzie kolejny raz dzwonię. Zupełnie inny koleś po drugiej stronie słuchawki… Jaki scenariusz? Ano taki, że od podszewki trzeba mu było wszystko wytłumaczyć, całość + najnowsze rozmowy telefoniczne i polecenia od jego koleżanek po fachu. Żeby nie było, cała ta dyskusja trwa z 25 minut (z tym ogólnym, maksymalnie denerwującym bajzlem do odczekania przed połączeniem) i po znanym już scenariuszu tłumaczenia i podawania detali dochodzi nowa rzecz: numer karty kredytowej, który mu dyktuję. Na koniec gada mi, że dokładnie całość zbadają, podejmą decyzje i na 100% dają mi znać po paru dniach. Tłumaczę mu, że już to słyszałem, że miano oddzwonić, że na pewno, żeby się nie martwić, ale zawsze była cisza i gdyby nie ja to nikt by się nie odezwał. Ja dalej:,, że dzwonię już, któryś raz z kolei, że każdemu tłumaczę to samo, że jestem najdelikatniej mówiąc zdenerwowany i że co to ma być za szopka?’’ On skruszony, przeprasza mnie, że mu przykro i tego typu pierdolenie. Kończymy.

7 rozmowa telefoniczna.

Jak się to potoczyło? Nie uwierzycie. Nikt nie raczył zadzwonić. Być może robiłem już w tym momencie za osła, ale nie mogłem popuścić i trzeba było z pazurem na nich, bo inaczej oddzwanialibyśmy do siebie do usranej śmierci. Pewnie się powtarzam, ale muszę, aby uzmysłowić, ile czas zeszło mi na te cholerne telefony. Nie wiem jak w innych ,,Customer Service’’, ale w tym vodafońskim może człowieka szlak trafić, gdy któryś raz musi przechodzić przez tą sekwencję, nierzadko potrójnych melodii, maszynowego gadania o zajętym obecnie telefoniście i marnowaniu kilkunastu minut na oczekiwania. Trzeba mieć anielską cierpliwość. Ja z reguły mam i tym razem również się doczekałem. Niby znów inna osoba, ale tym razem chyba poznałem – styl mówienia identyczny jak za pierwszym razem, kiedy mnie jedna zrobiła w konia z tymi ich ,,48 godzinami’’…  Ona sprawy nie zna i rzecz oczywista, że trzeba jej ją przedstawić od nowa. Wcześniej dostała delikatną zjebkę, że to już mój któryś telefon, że próbuję wywalczyć prawdę od 2 miesięcy, i że notorycznie zostaję odsyłany z kwitkiem. Opisuję sytuację z podwójnym naliczeniem za 1 telefon. Podaję dane. Podaję numery. Podaję adres. Numery rachunku. Wszystko, co znam. Na marginesie gdyby był w tej firmie porządek, albo gdyby pracowali ogarnięci ludzie a nie debile, to cała ta moja historia byłaby w ich komputerach przypięta pod moje konto i nie trzeba by było marnować gardła. Wyrzuciłem całość z siebie, wytłumaczyłem jej, że moim jedynym celem to odzyskanie 199 euro. W tym momencie sprawa nabiera bardzo dziwnego kursu. Ewidentnie coś śmierdzi, ale nie wiem jeszcze, co dokładnie. Nagle ona coś mi mówi o przesyłce, o poczcie, o jakimś numerze, z którym mam się udać na pocztę i odebrać przesyłkę. Wypluwa to wszystko jak z automatu, nie dopuszczając mnie do głosu, ja zdziwiony się pytam, że jaka przesyłka, jaka poczta? Czy chcą mi wysłać drugi telefon? Co jest grane?! A ta jakby w ogóle mnie nie słuchała kończąc swój monolog i na koniec: ,, Bye, Bye Adrian!’’. Wyłączona.  Parę sekund i mam sms-a z numerem od niej. Zamieszana sytuacja, ale w mgnieniu oka zostaje wyjaśniona: idiotka wysłała mi numer przesyłki pocztowej z 6 listopada! Identyczny numer przesyłki z telefonem, który już odebrałem… Miałem iść z tym numerem na pocztę i robić z siebie debila, próbując odebrać coś, co już zostało odebrane. Nie dość, że chciała mnie zrobić w konia, to jeszcze w tak prymitywny sposób. Oddzwaniam.

8 rozmowa telefoniczna.

Kilkunastominutowy łańcuch przedpołączeniowy. Odzywa się podobny głos kobiecy, więc myślę, że to ta sama, ale okazuje się, że następna, zupełnie nowa pracownica. Szybciutko próbuję jej sprzedać jeszcze ciepły dialog, że taka i tak sprawa i skoro ona nic nie jest w stanie mi pomóc, to czy może dać swoją koleżankę, z którą przed momentem jeszcze rozmawiałem. Okazuje się, że nie może, więc teraz ona staje się moim słuchaczem… Cyrk, normalnie cyrk na kółkach. Produkuję się z całością przy niej, wszyściuteńko opowiadam jej i na koniec ona stwierdza, że potrzebują mój ,,Bank Statment’’. Rachunek Bankowy mam zanieść do sklepu Vodafone i oni mi to przefaksują do bazy w Dublinie. Pytam się, czy to jedyna konieczność? Ona: ,,tak, to jedyne rozwiązanie’’.

9 rozmowa telefoniczna.

W tym samym dniu jestem w sklepie Vodafone. Ekspresem wyjaśniam, o co kaman i kobieta dzwoni w moim imieniu. Tym razem ona sterczy na słuchawce i w oczekiwaniu aż jaśnie ktoś się zjawi, słucha znanych melodyjek. Mija dobre 20 minut i rozmowa zaczyna się toczyć. Co się okazuje? Żaden zasrany faks nie jest wcale konieczny i konkluzja jest taka, że za 48 godzin mam dzwonić i podawać numer konta, na który chcę, aby zwrot pieniędzy został przelany. Po raz pierwszy od dawna myślę z optymizmem, że upragniony koniec się zbliża. Wystarczyło, że ktoś bezpośrednio z Vodafone dzwoni a sprawę idzie przyspieszyć.

10 rozmowa telefoniczna.

Dałem im 1 dzień więcej – po trzech dzwonię i gadam tym razem z facetem. Objaśniam, że 3 dni temu dzwoniłem, że miałem się zgłosić i miała zostać podjęta decyzja. On, ku mojej rozpaczy, wydaje się zupełnie o niczym nie wiedzieć. Nie wiem, dlaczego nie poprosiłem jakiegoś ich menadżera, szefa, wyższego rangą? Przecież to wszystko wołało o pomstę do nieba! Kolejny (KOLEJNY!) raz formułka, następny baran musiał zostać wtajemniczony… Na domiar złego pojawiły się problemy na łączach, w trakcie dyktowania on mnie nie słyszy, potem znów słyszy, i znów nie słyszy – przełącza mnie na muzyczki – po paru minutach wraca, już jest ok. Zaraz jednak nie jest ok. a w dodatku ja muszę lecieć do pracy. Ehhh…

11 rozmowa telefoniczna.

Przychodzi nowy dzień. Zostaje wykonany 11 (!) telefon w tej sprawie, mija już z 2,5 miesiąca. Zupełnie inny gościu na linii – ten oprócz standardowych, cholernych formułek, wklepuje moje objaśnienia do komputera i formułuje z tego skargę. Łał! Skarga! Staram się nie denerwować, na spokojnie, do celu. Lecz znowu problemy na łączach, znów nic nie słychać, mija z pół godziny – jakby to wszystko podliczyć to z 3-4 godziny straciłem na trzymaniu słuchawki przy uchu. Zbliża się moje wyjście do pracy i jako, że czekam na rozmówcę, to sprawę musi przejąć moja żona. Koleś przyjął kolejną porcję skarg i oznajmił, że po 48 godzinach już na pewno uzyskamy konkretne informacje.

12 rozmowa telefoniczna.

Dwunasty telefon, już z 240 minut (jak nie więcej) na łączach, mocne postanowienie wyszarpania ostatecznej decyzji. Odzywam się z taką kwestią: ,,Witam, mam na imię Adrian, dzwoniłem do państwa 2 dni temu i chciałbym się dowiedzieć jaka jest decyzja w mojej sprawie? Wszystko powinno być na moim koncie w waszym systemie’’. Kobieta zupełnie zaskoczona: ,,Ale w jakiej sprawie? O co panu chodzi?’’. Nie wytrzymuje i prawie krzyczę: ,,6 listopada kupiłem u was telefon, naliczyło mi 2 razy pieniądze i chcę je odzyskać. Dzwonię 12 raz, zawsze rozmawiam z kimś innym, każdemu tłumaczę tę samą regułkę, czy możesz mi powiedzieć, o co chodzi i kiedy będzie kasa??!’’. W 100% nie wiem, ale bardzo prawdopodobne, że już na tę babkę wcześniej natrafiłem, przez ten cały okres wydzwaniania tylko raz gadałem z Irlandczykiem, cała reszta to były konwersacje najprawdopodobniej z kimś z Indii czy tam z Azji. Widać, że trochę skruszona, odczuła moją złość i w końcu wypala, że zwrot będzie, że został już zatwierdzony i do miesiąca pieniądze powinny się znaleźć na moim koncie. Uffff…. Ale czy w rzeczywistości ufff? Z doświadczenia wiem, że dopóki pieniędzy nie zobaczę, to nic nie zostaje jeszcze do końca załatwione. Pyta się mnie jeszcze czy coś może dla mnie zrobić? ,,Nie, dziękuję.’’

13 rozmowa telefoniczna

Jak stwierdziłem powyżej, pieniądze miały już NA PEWNO zostać przelane – do 4 tygodni maksymalnie. Licząc od 13 stycznia powinno to nastąpić najpóźniej 9 lutego. Na chwilę obecną mamy 3 marca. Pieniędzy jak nie było, tak dalej nie ma. Minęło 7 tygodni. Po tych 4 tygodniach sprawdzałem regularnie stan konta, który w ogóle się niestety nie zmieniał na plus. Wykonałem kolejne dzwonienie. W telegraficznym skrócie powiedziałem o co mi chodzi, że miały być pieniądze a nie ma, że czekam już 7 tygodni a miało być maksymalnie 4 tygodnie i pytam się dlaczego tak jest? Usłyszałem standardowe pytania aby zweryfikować sprawę, adres, data urodzenia, e-maile, numery i prośba o chwilę czasu aby zweryfikować. Po paru minutach jeszcze jedna prośba o więcej czasu, bo technicy muszą sprawdzić. Oczywiście musiały się też pojawić problemy z siecią przez co rozmowa się urywała, ale w końcu babka się odzywa i zadaje mi pytanie czy aby na pewno nie dostałem żadnego telefonu 29 stycznia? Ja, że na 100% nie, że odebrałem tylko jeden 7 listopada 2013 roku. Ona zdziwiona, ja jeszcze bardziej zaskoczony, chociaż może nie zdziwiony, ale zirytowany kolejną próbą wmówienia mi jakiejś niestworzonej rzeczy. Wklepała coś do komputera i poprosiła o jeszcze chwileczkę z mojej strony. Po 30 minutach od rozpoczęcia rozmowy stwierdza, że technicy muszą sprawdzić i do 24 godzinach dadzą jej odpowiedź a ona niezwłocznie, od razu do mnie oddzwoni… Przepraszała, kazała się nie martwić, zapewniała, że wszystko dobrze się skończy, ble ble ble… Ten 7 tygodniowy okres chyba zmiękczył moje nerwy i nawet jej nie odpowiedziałem, że już takie coś co ona mi powiedziała,że było niezliczoną ilość razy wałkowane, że była przecież finałowa decyzja, że pieniądze już poszły w transfer, że nic tylko oczekiwać ich na koncie. Wychodzi na to, że w tym styczniu babka ewidentnie kłamała i gdybym się teraz nie upomniał to mógłbym czekać do usranej śmierci. Nic, poczekam do jutra i będziemy widzieć, co dalej.

14 rozmowa telefoniczna

Frajer roku? Znam takiego jednego, wystarczy, że spojrzę w lustro. Miało być na drugi dzień, ale nie było żadnego odzewu ani na drugi, ani na trzeci i dopiero na kolejny (czyli w piątek) dzień odezwa była, ale tylko dlatego, że ja tam sam zadzwoniłem. A więc dzwonię i gadam z kolejnym, nawet nie wiem z którym kolesiem – straciłem rachubę, ale zdaje się, że ten jest nowy i na pewno to Irlandczyk. Standardowa, szybka seria pytań weryfikacyjnych – u niego bije pewnością siebie, u mnie jakby mniejsza siła walki o swoje, ale odpowiadam i ustosunkowuje się do jego wytycznych. Prosi o moment na sprawdzenie i po paru minutach komunikuje mi, a przynajmniej ja tak to zrozumiałem, że 10 dni musi minąć, bo oni cały czas sprawę badają. 10 dni na co? Na konkretną odpowiedź co dalej? Na wysłanie kasy? Tego się niestety nie dopytałem i rozmowa się zakończyła. Ten telefon jakby nie patrzeć był moją porażką, bo przyjmowałem wszystko to co on mi mówił i nie próbowałem całej tej sytuacji się przeciwstawiać. 10 dni…

15 rozmowa telefoniczna

Mięło …46 dni (!) Moja wina, bo mogłem atakować po tych obiecanych 10. Odpuściłem i to był mój błąd. Generalnie jeśli spojrzeć na tą półroczną przepychankę to byłem zbyt mało stanowczy. Pewnie można to było rozwiązać szybciej ale zabrakło mi w pewnych sytuacjach zęba. 29 kwiecień jest datą mojego 15 telefonu do Vodafone. Tym razem spokojnie, pewnie przez długą rozłąkę, wytłumaczyłem babce, że mam problem i dlaczego  jest jak jest? Powiedziała: ,,Proszę chwileczkę poczekać, ja to sprawdzę”. Czekam. Po paru minutach mówi, że będzie przelew.Pytam się jej na jakie konto czy karty kredytowej czy bankowe? Ona, że mogę podać dwa. Podałem dwa i pytam kiedy mogę się spodziewać pieniędzy? Ona, żeby dać jej moment bo musi sprawdzić. Po paru minutach odzew: 5 dni roboczych. Padają przeprosiny, które prawdę mówiąc przelatują mi koło ucha. Zobaczymy co warte są jej słowa – prawdę mówiąc padały już tutaj różne obietnice i wszystko trzeba brać z dystansem. Liczę, że te 199 euro w końcu do mnie wróci, ale po tej całej przygodzie moje zaufanie do tej firmy jest mocno zszargane.

6 maja 2014 roku mija równe 6 miesięcy od kiedy zamówiłem telefon. I w tym właśnie słoneczno-deszczowym i wietrznym dniu zwrócono mi pieniądze. Wpłynęły na konto. Sprawę można uznać za zakończoną. Nie będzie więcej rozmów telefonicznych!

Cała ta historia była jak z czeskiego filmu, jak jakiś jeden, wielki Monthy Python. Dawno tyle nerwów nie zjadłem, czułem się jak imbecyl, który zostaje spławiany z regularnością szwajcarskiego zegarka.Pograno sobie ze mną w sposób bardzo bezczelny i cholernie denerwujący. Ciekawe czy takie działanie na linii Vodafone – Klient jest na porządku dziennym? Czy inni mi podobni również mieli takie problemy? Czy też musieli o swoje walczyć jak tygrys, albo może raczej z uporem osła? Nie wiem, mnie się przytrafiło i tym tekstem chciałbym ostrzec przyszłych kupujących przez Internet w tej firmie, że gdy zdarzą się jakieś problemy z kartami debetowymi/kredytowymi, to najprawdopodobniej będą musieli przejść przez istną drogę krzyżową, aby dojść do upragnionego celu i najważniejsze aby wywalczyć sprawiedliwość. To powinno być takie proste, a niestety jest zupełnie inaczej. Niby ci mówią, że na pewno wyjaśnią, wszystko pięknie i ładnie a ciągnie się w nieskończoność, jakby chcieli przytrzymać w napięciu, odwlekać, wodzić za nos, a nuż się klientowi znudzi, może odpuści, może zapomni. Nic z tych rzeczy, nie zapomni a po wszystkim narzyga i narobi smrodu. Król Komunikacji? Król Niekompetencji i Ściemniania.

O autorze Pokaż wszystkie posty Autor Strony

Cwirek

KomentarzyNapisz Komentarz

  • współczuję. Miałem do czynienia z Vodafonem. Kupywałem on line i telefony które przychodziy psuły się po tygodniu. Ja niestety cierpliwości takiej nie mam. Poddałem się po trzech telefonach. Uratowałem w ten sposón parę czarnych włosów, które na pewno zamieniły by się we włosy siwe. Sam jestem ciekaw jak by reagowali na słowo prawnik.
    Reasumując wygrałeś. Może i to zajęło trochę czasu ale jednak dałeś radę.
    A Irlandia to kraj gdzie piasek się leje a woda się sypie…
    Pozdrawiam
    Piotr

  • Dzięki. Dałem radę, ale gdyby nie ruchy z mojej strony to oni od siebie nigdy by nie wyciągnęli ręki. A weź spóźnij się z płatnością o jeden czy parę dni na przykład abonamentu – zeżarli by Cię o parę centów. Tak to działa, wielki może płotkę złapać, przemielić i wypluć.

  • Adrian ja miałem podobny problem z ericom i przy trzecim telefonie do nich po rozmowie powiedziałem babce, że całą rozmowe nagrałem i jak nie dotrzymają słowa to ide do prwnika! Oddzwonili po pół godziny:):):)

  • Hej Bartek! Całkiem prawdopodobne, że dałoby się to przyśpieszyć przez na przykład wzmiankę o prawniku. Jak napisałem, w niektórych momentach byłem za mało stanowczy. Na przyszłość będę wiedział jak takie sytuacje rozegrać, choć nie wiem czy kupię jeszcze jakiś telefon przez neta 🙂
    pozdrawiam!

  • Hej, rozumiem Twoje zmagania doskonale. Trzeba włączyć o swoje. Ja także miałem kilka takich przypadków np:(w telegraficznym skrócie) kilka lat temu z Orange (jakiś trzy obce numery – pewnie „z kosmosu” generowały mi dodatkowe obciążenia finansowe), po wygraniu spawy przez pół roku nie płaciłem abonamentu. Jakieś trzy lata temu inna sytuacja z Play – po dwóch miesiącach zmagań i utarczek telefonicznych – sprawę zgłosiłem do UOiKK i po kolejnym trzecim miesiącu – sprawa poszła innym torem, pomyślnym dla mnie i także przez pół roku nie musiałem płacić abonamentu. Więc gratulację za wytrwałość w walce o swoje. 😉
    pozdrawiam

  • Witaj Grzegorz!
    Kupę lat się nie odzywaliśmy 🙂 U nas też pewnie jest jakiś odpowiednik UOiKK, ale ciekawe czy oni w ogóle tego typu kwotami jak moja się zajmują? Wydaje mi się, że gdybym to zgłosił do odpowiedniej instytucji, to ewentualnie zostałoby to tylko przyspieszone. Ten cały Vodafone rozgrywał to w moim odczuciu perfidnie, ale można było wyczytać, że tą kasę chcą oddać. No może na początku gościu próbował mi wcisnąć, że to wina banku, ale później zapewniano mnie, że finał będzie korzystny. Z sądami to nie wiem czy warto by się było bawić, bo całkiem możliwe, że koszty by się na koniec w ogóle nie zgadzały. Dzięki za gratulację i do zobaczenia w wakacje pewnie!
    pozdrawiam! 😉

  • Współczuję tego koszmaru, a jednocześnie gratuluję Ci zwycięstwa. Podziwiam Twoją wytrwałość i upór. Mnie by chyba szlag trafił w międzyczasie. Niechybnie zeszłabym z tego łez padołu w kwiecie wieku. Jestem uczulona na telefoniczne załatwianie spraw i już na samą myśl o tych melodyjkach i utartych regułkach dostaję wysypki…

    Tym postem skutecznie zniechęciłeś mnie do kupowania telefonu przez stronę internetową. Ja dzięki Bogu nie miałam do tej pory żadnych problemów z Vodafone [a jestem ich klientką od blisko 8 lat], ale pewnie nie bez znaczenia pozostaje tu fakt, że nic nie kupowałam i że korzystam z usługi prepaid. Abonament nie jest mi potrzebny do szczęścia.

    Pozdrawiam serdecznie 🙂

  • Hej Taito! Ja również w życiu nie miałem do czynienia z abonamentem w sieciach komórkowych. Sam siedzę w Vodafonie od jakiś 8 lat i też troszeczkę jestem zbulwersowany, że starego klienta tak się traktuje. I też nigdy nic przez net od nich nie brałem – było to pierwszy i ostatni raz. Miałem nawet w głowie taką myśl, że jeśli wszystko się dobrze skończy, to w imię zasad pożegnam się z nimi i pójdę do konkurencji, na przykład do Meteora, no ale pomału mi przechodzi. Nie wiem, może wystosuję jakąś skargę do nich i pokrótce opiszę sytuację, ale znając życie wyląduje ten list w niszczarce i tylko stracę pieniądze. Ja ogólnie wszelakim abonamentom czy kredytom mówię stanowcze NIE. Na szczęście nie byłem zmuszony aby wciągać się w jakikolwiek finansowe zobowiązania. I oby tak zostało 🙂
    Również pozdrawiam serdecznie!
    Ps. Ustosunkuję się do Twojego komentarza na temat emigracji troszeczkę później – muszę nabrać sił 😀

  • mialam podobna sytuacje, z jedna roznica. zamowilam telefon, pieniadze wzieli i komorki nie wyslali. pieniadze odzyskalam po 7 tygodniach, 20 telefonach, 4 mailach i 10 postach publicznych na ich profilu fb, ze sprawe oddam do small claim court. dopiero fb i fakt, ze ludzie widza ich zmusil do dzialania. nigdy wiecej vodafone.
    najzabawaniejsze jest to, ze po jakims miesiacu od zwrotu pieniedzy, na moj przeniesiony z vodafone do innej sieci numer zadzwonila pani konsultant z v zapytac, dlaczego sie wynioslam i czy mam zamiar do nich wrocic. slowa przeprosin.

  • Witaj Alu!
    W moim przypadku, w momencie gdy sprawa była cały czas rozwiązywana, również zadzwoniono z vodafona, w celu dowiedzenia się jak klientom podoba się w tej sieci. Dzwonili na numer mojej żony i zamiast pochwał (czego pewnie oczekiwali) trafiło im się wysłuchiwanie naszego problemu. Niby wysłuchali ale gościu na koniec stwierdził, ze oni się tym nie zajmują i aby napisać list ze skargą. W tych różnych telefonach oni tam się nawet kajali, ale prawdę mówiąc głęboko gdzieś miałem te ich przeprosiny.

  • A ja jakiś czas temu ze zdziwieniem stwierdziłam, że niektóre firmy z większą uwagą traktują nowych klientów niż tych stałych. Dla nowych zrobią prawię wszystko, byleby tylko złapać ich w swoje sieci, a starym można rzucić byle jakie ochłapy. Cóż, na takie zachowanie trzeba reagować.

    Podejrzewam, że gdybyś był bardziej stanowczy i trochę ich postraszył, to sprawa szybciej by się rozwiązała. Czasami nie warto być miłym, kulturalnym i cierpliwym. A już szczególnie nie w stosunku do tych, którzy kłamią nam prosto w oczy i próbują zrobić z nas durniów.

    Skargę zawsze możesz napisać. Czy przyniesie efekty, tego nie wiadomo, ale jeśli Vodafone uważa się za poważną firmę, to być może dostaniesz jakąś rekompensatę. Połówek jakiś czas temu miał problemy z doładowaniem konta. Po zgłoszeniu sprawy dostał w ramach przeprosin dość duży bonus do wykorzystania. Chyba około 50 euro tego łącznie było.

    Ja kiedyś wysłałam Ryanairowi list pełen jadu i zażaleń. To było po tym jak odwołali mi lot, w efekcie czego zostałam uziemiona na lotnisku i nie pojawiłam się w pracy. Dałam w nim ujście całej swojej złości. Przyniosło mi to sporą ulgę i satysfakcję, że zmusiłam ich do odpowiedzi na mój list 🙂 Oczywiście też miałam wtedy ambitne postanowienie dożywotniego bojkotowania tej linii lotniczej 🙂 Skończyło się na pustym gadaniu, bo Aer Lingus załatwił mnie bez mydła likwidując interesujące mnie połączenie do Polski. Trzeba było przeprosić się z Ryanairem 🙂 W tym roku czeka mnie co najmniej sześć lotów tymi liniami, więc mają szansę odbudować moje zaufanie 🙂

    PS. Nie ma problemu 🙂

  • Czołem Taito!

    Coś w tym chyba rzeczywiście jest, że nie dba się o starych klientów, a nowym obiecuje się złote góry, byleby tylko się zdecydowali. My mieliśmy taką sytuację z cyfrą, gdzie jesteśmy już jej klientami z 10 lat prawie – jechaliśmy na bardzo starym dekoderze bez żadnych nowoczesnych (typu HD, nagrywanie itd.) funkcji i płaciliśmy miesięcznie grubo ponad 100 zł. Oferty dla nowych, którzy mieliby wstąpić w ,,wielką rodzinę cyfry’’ były znacznie, znacznie korzystniejsze. Koniec końców mamy już wszystko jak trzeba, ale latami z tej nowoczesności wcale nie korzystaliśmy. Wniosek można wysnuć taki, że gdy jest się już długo przy danym produkcie, i gdy cię mają w przysłowiowej dupie, to może czas na zmiany? Na przykład do konkurencyjnej sieci komórkowej?

    Może masz rację, aby taki list wystosować, może udałoby się ruszyć ich sumienie? Co prawda wielkich nadziei z tym bym nie wiązał, bo już jeden własnoręcznie napisałem i nie było żadnego odzewu z ich strony. Nawet nie wiem czy to przeczytali, choć powinni, bo było poleconym. Zastanawiałem się, co oni by mi gadali, gdybym się tam zjawił osobiście u nich? Czy również prosto w twarz próbowaliby ściemniać? Pewnie nie byłoby tego cyrku, pewnie wszystko by się dało od ręki. Telefony ich chronią, oni się zasłaniają nimi i mogą przeciągać w nieskończoność z takimi jak ja.

    Ryanair, jaki jest taki jest, ale chyba nie ma obecnie tańszej opcji od nich, przynajmniej do Polski. Gdy próbowałem coś znaleźć np. Aer Lingusem to nie było szansy nawet zbliżyć się do cen Ryanaira, w dodatku do takiego Rzeszowa Aer Lingusem już nie polecisz. Ja z Ryanairem miałem jedynie taką przygodę, że swego czasu nie polecieliśmy do Nicei, ale to, dlatego, że we Francji był ogólnokrajowy strajk wszystkiego. Na szczęście, pieniądze za bilety wróciły bardzo sprawnie (Ryanair – Vodafone 1:0). 🙂

    Piszesz, że aż 6 razy polecisz gdzieś? To wychodzi, że 3 podróże się szykują, a skoro mamy maj, to będziecie mieli chyba intensywne zwiedzania? U mnie niestety ambitny plan numer jeden, czyli Gruzja, umarł śmiercią naturalną. Parę czynników się złożyło na to, że musieliśmy odpuścić. Szkoda. Pozostaje Polska i parę opcji Irlandzkich (mam nadzieję).

    pozdrownienia! 😉

  • Generalnie – jesli cokolwiek zalatwiasz z Vodafone czy jaka kolwiek firma telekomunikacyjna – jest tutaj instytucja o nazwie CommReg.
    przy pierwszym problemie jaki masz – po 1 rozmowie, odpalasz swoj ulubiony program mailowy – ladnie opisujesz calosc jako official complaint do VF maja adres (kazdy ma) odpowiedzialny za complaints – a na CC zalaczasz odpowiedni adres z strony CommReg – gwarantuje ci, ze mialbys sprawe rozwiazana w pare dni. 🙂

  • Dzięki za info! Przypuszczałem, że coś być musi, jakaś instytucja, do której trzeba się zgłosić w momencie problemów. Jednak nie próbowałem szukać (być może powinienem), tylko chciałem na własną rękę. Co prawda się udało, ale ile nerwów przy tym zeżarłem, to wiem tylko ja. 🙂
    Pozdrawiam!

  • no nieźle. masz determinację chłopie, bo wytrzymać tyle miesięcy i wciąż być spokojnym podczas rozmów, bądź w miarę spokojnym to dosyć grubo.
    Oni jadą na ludziach którzy odpuszczają takie bądź podobne sprawy i po prostu nie chce im się walczyć.
    Ja miałem ostatnio dwie sprawy:

    Raz pomyłka w płatności za internet do t-mobile, 123 złote, i próba odzyskania. Trwało krócej bo raptem miesiąc, ale kilka telefonów i mało rozgarnięci ludzie po drugiej stronie linii telefonicznej.
    Wniosek: Korporacje oznaczają że musisz dokładnie wiedzieć z jakim ich departamentem rozmawiać, z kim, bo inaczej będą konsultanci wymyślać.

    Druga sprawa: kradzież z karty bankomatowej, była kamerka zainstalowana przy bankomacie. Odzysk pieniędzy trwał trzy tygodnie. w końcu wpłynęły.
    Nikt nie przysłał żadnej info, że coś jest nie tak

    dostali kasę która im się nie należała, i jakbym nie zareagował, to by tak zostało.

    wniosek drugi: pilnuj swego interesu

    jakie Ty masz wnioski Ćwirek?

  • Cześć Tomek!
    Jakie ja mam wnioski? Najlepszym chyba rozwiązaniem była by osobista wizyta u nich. Gdybym wiedział, że tak się to potoczy to od razu bym tam pojechał, oszczędzając sobie czasu i nerwów. też uważam, że w pewnym sensie tego typu korporacje żerują na mało zdecydowanych klientach. Nie przypuszczam aby sami od siebie do mnie dzwonili i oddawali mi pieniądze raz dwa. Tak, dzwonili by z uporem maniaka, gdybyś ty im wisiał kasę – w drugą stronę to nie działa. I to jest właśnie najbardziej wkurzające, gdy jesteś małą płotką i niewiele z ciebie mają, to cie kompletnie olewają, ale gdyby ktoś na przykład ulokował miliony w jakimś banku, to by go po stopach całowali i usługiwali na każdym kroku. Ja swoje odzyskałem i chyba jedyną rzeczą, którą mogę teraz zrobić to ,,rozreklamować” tę firmę i opisać mój przypadek, ku przestrodze.
    pozdrawiam!

  • tak jak mowie 🙂 oficjalna skarga – i do wiadomosc commreg.
    Regulatorzy, szczegolnie gdy chodzi o pieniadze klienta, sie tutaj nie patyczkuja i wala karami od reki.
    Ostatnio FBD dostalo 400k euro kary – bo mieli drobne bledy w dokumentacji.

    Vodafone – tak jak kazdy firma telekomunikacyjna na specjlna komorke, ktora zajmuje sie skargami tych ‚problematycznych’ klientow ktorzy zamiast dac sie splawiac odrazu wlaczaja do sprawy commreg 🙂

  • O FBD słyszałem, że dostali karę, ale nie wiedziałem konkretnie za co. Co do tego comreg to jeśli zdarzy mi się podobna przygoda w przyszłości to od razu ich włączę do sprawy. Tyle, że nie planuje już zakupów telefonów przez neta 🙂 Tak w ogóle to byłaby szansa abym ja dostał więcej niż te 199 euro, jakieś zadośćuczynienie i czy ten comreg mógłby mi dopomóc aby tak się stało, czy to już ewentualnie sprawa sądu? 🙂

  • Ja kupowalem bardzo drogie perfumy Hugo Bossa, przesyla poszla przez ParcelForce i … nigdy do mnie nie dotarla. Na stronie ParcelForce moj podpis (tzn. jakis podpis ktory w zaden sposob mojego nie przypominal). Ciapaty kurier najpierw powiedzial, ze przesylke zostawil w mieszkaniu, potem, ze u sasiada… Potem znow u nas. Ze ja odebralem. Parcelforce tez mnie zbywal, sam kurier krecil. Zadzwonilem do centrali i podalem namiary oddzialu. Dogadali sie w trymia z Bossem i dostalem zwrot kasy.

    Przetestowalem wiele razy dzwonienie do dyrektorow i przelozonych, skutkuje dramatyczna poprawa i przyspieszeniem procesu papierkowego.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *