W Hiszpanii wydaje się wszystko wracać do normy. Szykuje nam się kolejny sezon, w którym walka o koronę mistrzowską rozegra się pomiędzy Realem a Barceloną. Wyścig już się rozpoczął i trwać pewnie będzie do ostatnich kolejek w przyszłym roku. Kto będzie się cieszył na wiosnę? Ciężko dzisiaj wyrokować, choć mam ogromną nadzieję na tryumfalną kąpiel na Cibeles.
W Primera Division w ten weekend rozgrywana jest 12 kolejka. Real i Barca mają odpowiednio przewagę 8 oraz 7 punktów nad trzecim w tabeli Villarrealem. Początek sezonu pokazywał i dawał nadzieję na o wiele bardziej ciekawe rozgrywki niż rok wstecz. Giganci rozkręcali się powoli, byli mało skuteczni i zdarzyło im się potracić punkty. Szczególnie niemrawa była Barcelona, w ogóle nie przypominając drużyny z przed kilku miesięcy, która pożerała przeciwników w całości, wybijając im marzenia o jakichkolwiek punktach. Podopieczni Guardioli, w szczególności Hiszpanie, byli wyraźnie zmęczeni trudami poprzedniego sezonu, nie było widać świeżości w ich poczynaniach co przekładało się na grę i wyniki Barcy. W 2 kolejce skorzystał z tego Hercules Alicante, który niespodziewanie ograł Katalończyków na Camp Nou 2:0. Oczywiście nie był to jakiś kryzys, jedynie delikatny falstart. Od tego czasu Barcelona w 10 grach zanotowała 9 zwycięstw, potykając się już między innymi z Valencią (2:1), Atletico (2:1), Villarreal (3:1) i Sevillą (5:0), czyli ekipami pretendującymi do miejsc tuż za wielką dwójką.
Barca wróciła na passę zwycięstw ale w tabeli jest dopiero druga. Cristiano Ronaldo i spółka mają o 1 punkcik więcej. Jedyna różnica jest taka, że na rozkładzie z ekip silnych jest tylko Atletico (2:0), więc nie jest do końca wiadomo jak spiszą się podczas tych teoretycznie poważniejszych pojedynków? Spoglądając jednak na dotychczasowe mecze w lidze, oprócz wspomnianego niewyraźnego początku, jest raczej pewne, że większych problemów Real mieć nie powinien. Biorąc pod uwagę to, że Mourinho w dalszym ciągu dociera do piłkarzy i próbuje im wpoić swoją filozofię futbolu (czasami odnoszę wrażenie, że zawodnicy już pojęli o co Portugalczykowi chodzi), można przypuszczać, że gra będzie jeszcze lepsza. Jednak ktoś kto obejrzy tabelę ligową i spojrzy na punkty a także bilans bramkowy, dojdzie pewnie do wniosku, że szczytowy moment już nadszedł. Zarówno u jednych jak i u drugich. Jeśli byłoby to prawdą to obaj trenerzy mieliby ciężki orzech do zgryzienia jak tą wysoka formę utrzymać? Oczywiście w przekroju całego sezonu musiałyby się pojawić upadki, bo nie możliwe jest grać na pełnych obrotach przez cały rok, teraz tylko jak zrobić aby ta obniżka nie pochłonęła zbyt dużej ilości punktów, których utrata na koniec może być bardzo kosztowna. Sytuacja jest identyczna jak w poprzednim sezonie, znowu wyścig jest do granic możliwości zacięty, znowu przewaga nad resztą stawki rośnie w zastraszającym tempie, znowu szykują się rekordy punktowe i bramkowe. Jedyna różnica jest taka, że Real Madryt jest silniejszy niż za czasów Pellegriniego a to głównie za sprawą charyzmatycznego trenera. A skoro jest silniejszy, to ta walka szykuje się bardziej emocjonująca. Zresztą pierwszy sprawdzian tej siły nastąpi już za 9 dni podczas Gran Derbi. Mecz o najwyższym stopniu gatunkowym, mecz ze smaczkami w sobie niezliczonymi, z 13 mistrzami świata, z genialnymi trenerami i z całą tą otoczką związana z tym wydarzeniem i przykuwającą oczy wszystkich kibiców na całym świecie.
Ostatni sprawdzian przed klasykiem wypadł dla obu bardzo dobrze (Real-Bilbao 5:1 / Almeria-Barcelona 0:8 :-O). Dla Barcelony wręcz znakomicie. Kolejni rywale zostali rozłożeni na łopatki w sposób bezdyskusyjny.