Bywaliśmy w tej wiosce wielokrotnie. Przeważnie zerkaliśmy na nią z okien samochodu, rzadko inaczej. Miejsce malutkie, trochę niepozorne, ale ciekawe. Wiedziałem o tym i tylko czekałem na moment, ażeby się tam udać z aparatem, spokojnie przespacerować i popatrzeć na wszystko z innej perspektywy.Zanim rozpocznę krótką wędrówkę po tej sennej, zaledwie tysięcznej wiosce, muszę zaznaczyć, że w pewien sposób namówiła mnie do tego zaprzyjaźniona blogerka Kasia, która wizytowała Ardagh parę miesięcy wcześniej. Bo jak to, osoba mieszkająca setki (?) kilometrów stąd tam była, a ja, niemalże sąsiad, nie znalazłem odrobiny czasu? To przejść nie mogło. Kasia dała mi blogowego kopa i za to jej jestem wdzięczny.
Jako, że dzieli mnie od Ardagh ledwie 10 kilometrów, tak, więc nie musiałem planować jakiejś szczególnej wyprawy. Zależało mi tylko, żeby nie padało, a jakby już miał ten deszcz sączyć się z góry, to najlepiej z przerwami na słońce. Trafił mi się taki dzionek, wpakowałem się szybko w auto i już po 20 minutach mijałem dumnie stojący znak: ,,Ardagh Tidy Towns’’
Parking przy największym kościele w wiosce przyjął mnie bez żadnych problemów. Pozabierałem graty, zamknąłem samochód i ruszyłem na rekonesans.
Kościół Św. Brygidy
Neogotycki kościół pod wezwaniem Św. Brygidy został zbudowany w 1881 roku. W oczy rzucają się piękne witraże, szpiczasta niczym ołówek wieża, ładne detale na zewnętrznych ścianach oraz schludny teren wokół świątyni.
Wnętrze również cieszy oczy. Widzimy kunsztowne rzeźby wykonane we włoskim i irlandzkim marmurze, efektowny ołtarz, czy obrazy ukazujące drogę krzyżową. Czujemy ciszę oraz spokój panującą w murach tego 19 wiecznego kościoła.
Katedra Św. Mela
Przechodzę 200 metrów w stronę głównej drogi. Pokonuję parę schodków i stoję naprzeciw najstarszej budowli w mieście. Jest tak stara, że jeszcze pamięta czasy z pierwszego tysiąclecia. Obecnie zachowały się już tylko niskie mury, jest wejście, jakiś grób wewnątrz i mnóstwo starych, podniszczonych grobów wokoło. Stoję w środku Katedry Św. Mela wzniesionej przez Św. Patryka już w 5 wieku. Na początku była ona drewniana, dopiero w wieku 8 nabrała kształtów podobnych do dzisiejszych, gdzie, jako główny budulec zastosowano kamienie.
Stojąc w środku patrzę przez drzwi i widzę kolejny kościół. Tuż obok, na tej samym skrawku terenu mamy St. Patrick Church. Należy przejść parę kroków wzdłuż dłuższej ściany, obok trzech witraży, w towarzystwie szarych płyt nagrobkowych i po odwróceniu się spoglądamy na główne wejście do tej ponad 200 letniej świątyni.
Czym charakteryzuje się Ardagh? Mnie osobiście strasznie podoba się ten taki, można powiedzieć, średniowieczny charakter wioski. Objawia się to poprzez sporą ilość (zachowując proporcje) kościołów i przede wszystkim niemal 100 procentowa (biorąc pod uwagę ogół) ilość kamiennych domów i budowli. Jest to takie moje wyobrażenie, bo chyba nic oprócz ruin St. Mel’s Cathedral nie pochodzi z tego okresu. A też niewykluczone, że średniowieczne mieścinki były bardziej drewniane niż kamienne. Tak czy siak taki właśnie klimat odczuwałem.
W ścisłym centrum stojąc na skwarku zieleni, którego okalają trzy ulice, tuż obok starej pompy wodnej gdzie się nie spojrzy, tam jest kamień. Kamienne murki, kamienne domy, przepiękna kamienna wieża zegarowa… Oprócz tego zieleń. Równo przystrzyżone trawniki, przycięte żywopłoty, fantazyjnie uformowane klomby, żonkile, choinki, krzewy, drzewka mniejsze i drzewka większe. Cóż to za interesujące miejsce? Ta cała czystość i przejrzystość to chyba efekt i pozostałość potrójnego zwycięstwa (1989, 1996 i 1998 rok) w prestiżowym plebiscycie na najczystszą miejscowość w całym kraju (Tidy Towns). Widać, że podtrzymywanie ogólnej czystości nie sprawia im problemu, są z tego dumni a i potem tacy podróżnicy jak ja czy Kasia możemy się tym wszystkim zachwycać.
Nie udało mi się zobaczyć wszystkiego. Przegapiłem na przykład ruiny pewnego średniowiecznego kościoła mieszczącego się tuż obok miejscowości. Nie dotarłem do Ardagh Neighbourhood Park, w którym znajduje się charakterystyczna rzeźba mężczyzny i kobiety. Z daleka tylko patrzyłem na wybudowany przez rodzinę Fetherstonów w 1744 roku Ardagh House.
Ardagh wydaje się idealną mieścinką na szybki rekonesans. Nie trzeba się specjalnie szykować, aby ją odwiedzić, osoby jadące z daleka mogą to zrobić przy okazji, na przykład podczas małej przerwy w swojej dłuższej podróży. Dla mnie był to mały wypad za miasto, wypad między śniadaniem a obiadem.
Mamy w Irlandii miasta pokaźne, naszpikowane atrakcjami turystycznymi, są piękne zamki i zjawiskowe krajobrazy, ale mamy również takie malutkie wioski jak Ardagh. Często tuż za rogiem, parę kilometrów od naszego miejsca zamieszkania, niepozorne, niemalże wyludnione. A, że małe? Nie powinien być to żaden problem. Ardagh jest świetnym przykładem, że w niedużej przestrzeni znaleźć możemy coś fajnego.
Special greetings to Lucia and Joe! 😉
Cieszę się, że i Tobie w końcu udało się tam wpaść. 🙂 I ja tam zawędrowałam tak przy okazji jak piszesz….tylko że nie aż setki kilometrów (w sumie od Dublina to jest około setki ale jednej)
Pozdrawiam,
Kasia
No nareszcie! Wielką radość mi uczyniłeś publikacją tego posta, bo wreszcie doczekałam się irlandzkich klimatów. Cykl krymski – choć bardzo ciekawy – znacznie zdominował Twoją stronę i przyznam, że już jakiś czas temu zatęskniło mi się do Twoich podróży po wyspie. Zastanawiałam się, czy masz jakieś konkretne plany, takie irlandzkie ‚must-see’ na 2013 rok? Sezon się zaczął, świat znów zaczyna oszałamiać barwami i soczystą zielenią, musimy korzystać, prawda? 🙂 Zima przecież złowrogo czai się za rogiem.
Rzeźba, powiadasz? Szkoda, że nie udało Ci się jej zobaczyć, ale to przecież pewnie kiedyś jeszcze zrobisz. W końcu masz Ardagh na wyciągnięcie ręki.
Już wiem, jak wygląda rzeźba, znalazłam w sieci. Podoba mi się, bo intryguje. Czas poszukać, co oznacza. Może w mojej wielkiej księdze rzeźb coś o niej będzie?
Trzymaj się ciepło! 🙂
Hej Kasiu!
No nareszcie się udało :)Pewnie nie raz się tam jeszcze znajdę, ale nie wiem czy specjalnie z aparatem.
pozdrawiam! 🙂
Witaj Taito!
Cieszę się również z Twojego szczęścia 🙂 To mówisz, że cykl krymski już Ci się znudził? 😉 Muszę go w pewnym momencie dopiąć, zostało już bardzo malutko. A podróżowanie po wyspie jeszcze się na dobre nie rozpoczęło, jakiś szczególnych planów nie mam, choć nie wykluczam, że coś się może jeszcze ciekawego urodzić (całkiem prawdopodobne, że już w ten weekend …na pewną wyspę). W tym roku dość niespodziewanie niestety, wypadały nam wizyty do Polski, tak więc urlopy spędzamy głównie tam.
Co do rzeźby z parku w Ardagh to powiem szczerze, że nawet się na nią nie nastawiałem, zależało mi bardziej aby zobaczyć tę kamienną stronę Ardghy. Może i Ty się tam kiedyś udasz?
pozdrawiam! 🙂
Piękne zdjęcia! Jakim aparatem zostały wykonane?
Dzięki. Nikonem D90. Pozdrawiam!
Grr! Znów nie opublikowało mojego komentarza. Chyba wiem w czym tkwi problem – w uzupełnianiu pola „witryna internetowa”. Jak je zapełnię, to na bank mój komentarz nie przejdzie. No nic, już nie będę tego robić, przecież doskonale znasz adres mojej strony, a ci co nie znają, zawsze mogą wyszukać w Google.
Wklejam komentarz:
Kto wie? Jeśli kiedyś będę przejazdem, to pewnie poświęcę trochę czasu na zapoznanie się z tą wioską.
Nie znudził mi się – dzięki Tobie dowiedziałam się wielu ciekawych rzeczy o Krymie. Nie sądziłam, że to taki interesujący i ładny półwysep, bo nigdy tam nie dotarłam. Jeśli chodzi o naszych wschodnich sąsiadów, to jakieś dziesięć lat temu zwiedzałam Ukrainę, ale była to wycieczka nastawiona głównie na Lwów.
Ciekawią mnie Twoje irlandzkie podróże, bo wyspa to jest akurat coś, co mam na wyciągnięcie ręki – a nuż czymś mnie zainspirujesz?
PS. Czekam na Inishmurray 🙂
Jedyny plus tego, że znamy (?) przyczynę tej niemocy publikowania komentarzy. Jasne, nie trzeba wpisywać www, i tak jesteś znana w sieci, więc nie musisz 😉
Pewnie, że przejazdem. Ja sobie mogłem pozwolić na konkretny wyjazd, ale ktoś z daleka to tylko przy okazji. A Ardagh warta jest odwiedzenia.
Zdaje się, że większość polskich wycieczek koncentruje się na Lwowie. Zresztą miasto piękne, więc nie jest to żaden błąd, wyjazd tam. Dla nas niestety była to wizyta tylko i wyłącznie tranzytowa, chętnie bym tam wrócił, na jakieś konkretniejsze zwiedzanie Lwowa. A Krym? Dużo już jest o nim w moich tekstach, mogę powiedzieć tylko jedno: WARTO 🙂
Irlandią zapewne wspólnie się inspirujemy i mam nadzieję, ba! pewien jestem, że taka Inishmurray na 100% przypadłaby Ci do gustu. Ale na nią potrzeba czasu…. 😉
pozdrowionka!
Głowę daję uciąć, że Inishmurray spodobałaby mi się. A co sądzisz o Oku Irlandii, widziałeś mojego najnowszego posta? Co prawda nie ma tam wielu atrakcji, a wyspę spokojnie można obejść w jeden dzień, ale wizyta na niej sprawiła mi dużo radości. Mam nadzieję, że kiedyś tam dotrzesz.
Oko Irlandii powiem szczerze, że zaskoczyła mnie pod tym względem, że jest tam na niej tak dziko, skaliście i rzekłbym ,,nie Dublińsko” 🙂 Ogólnie mam takie dziwne coś, że gdy jakaś atrakcja turystyczna znajduje się przy Dublinie to mierzę ją taką właśnie Dublińską miarą, że nie ma być prawa dziko, naturalnie i klimatycznie, że na przykład atmosfera jest na zachodzie a nie w stolicy. 🙂 Irland’s Eye choć mała, to wydaje się fajna, może kiedyś? Jeśli kiedykolwiek wybieralibyście się na Inishmurray to mogę Wam dać namiar do Daryla, czyli szypra, z którym pływamy na ryby i który mnie na tę wyspę podrzucił. Spoko koleś, naprawdę.
Jest naturalnie, dziko i klimatycznie. Nie ma tam żadnych udogodnień dla turystów. Mnóstwo ptaków, szum fal, morska bryza i natura.
O tak, tak! Bardzo proszę o namiary. Nie mam konkretnej daty rejsu, dużo przecież zależy od pogody, ale już niedługo rozpoczynam urlop i mam zamiar zapoznać się z niektórymi wysepkami Irlandii. Kto wie? Może zawitam tam wcześniej niż myślę i skorzystam właśnie z usług Daryla?
PS. Wiem, beksa ze mnie, ale wzruszyłam się filmikiem o wyspie. Jeszcze nikt nigdy nie zadedykował mi filmiku. WIELKIE DZIĘKI!
wybieram się, dziękuję
Witaj!
Polecam, nie zawiedziesz się 🙂