Wrobels

Młode Orły z Ballymote

Drapieżne ptaki latają nad naszymi głowami niemal bezszelestnie. Przemykają szybko, niczym odrzutowiec, trudne do zauważenia, z gracją. Odruchowo odchylamy się do tyłu, próbujemy schronić głowy. Niepotrzebnie, nic nam nie grozi… Dostojne ptaki jak zaprogramowane przecinają eter, mkną przed siebie, pędząc na upatrzoną wcześniej gałąź. Doniosły gwizd tresera i znów rozpościerają swoje rozłożyste skrzydła i niby strzała, jak gdyby nabój rozdzierają powietrze, tuż obok nas, zaledwie parę centymetrów od naszych ramion, niemalże się dotykamy… Ale nie obawiamy się, nie atakują, są wytresowane…

Na wolności nie udało by nam się tych wszystkich ptaków spotkać. Jestem o tym przekonany. Ewentualnie gdzieś wysoko na niebie, choć i tak pewnie nie wiedzielibyśmy czy to akurat orzeł? Albo jastrząb? Trudno byłoby przypatrzeć się sowie śnieżnej, a już na pewno niemożliwością totalną byłoby tę sowę pogłaskać. Sokół wędrowny na ręce? Sępy przypatrujące się z zaciekawieniem? I my patrzący w oczy tychże sępów z odległości paru metrów? Nie, to by się nie wydarzyło. W dziczy niemożliwe. Bardziej realne w miejscach takich jak to w Ballymote, na tak zwanej ptasiej farmie, gdzie ptaki są oswojone, przyzwyczajone do obecności człowieka, w jakimś sensie udomowione.

Z gracją ku celu.

Z gracją ku celu.

JAK DOJECHAĆ DO BALLYMOTE?

Jak w ogóle doszło do tego, że znaleźliśmy się w tym miejscu? Czysty przypadek? Nie do końca. Było to zaplanowane, choć przez bardzo długi okres nie potrafiliśmy tego planu wdrożyć w życie. Zawsze coś innego, zawsze gdzieś indziej. No ale, co się odwlecze, to nie uciecze. Po ponad 7 latach zawitaliśmy wreszcie w Ballymote i odwiedziliśmy Eagles Flying. Jak dojechać? Banalnie prosto. Będąc jeszcze w Dublinie trzeba wbić się na M4, potem N4, minąć kolejno Mullingar, Longford, Carrick on Shannon i w malutkiej wioseczce Castlebaldwin skręcić w lewo. Po około 15 kilometrach jesteśmy w Ballymote i po 3 kolejnych kilometrach (za miasteczkiem) znajduje się ,,Latająca Farma”.

Sanktuarium dla ptaków drapieżnych oraz sów położone jest na 27 hektarach, w którym znajduje się około 350 ptaków i zwierząt z 75 gatunków. Założone w 1999 roku centrum zostało pierwotnie powołane tylko i wyłącznie do celów badawczych. Zmieniło się to z czasem, w związku z coraz większym zainteresowaniem lokalnej społeczności i ludzi z zewnątrz. W 2003 roku część centrum przeznaczono dla zwiedzających. Latem tegoż roku pierwsi turyści mogli podziwiać dzikie ptaki, których z roku na rok systematycznie przybywało. Pracujący w centrum naukowcy starają się, aby widz był jak najbliżej ptaków. Jest to 100% prawdą, gdyż jest możliwość aby je wszystkie osobiście dotknąć bądź potrzymać chwilę na ręce. Sanktuarium spełnia także rolę lecznicy. Ludzie z całej Irlandii przywozili tu ranne ptaki i poprzez pomoc oraz wielkie zaangażowanie pracowników Eagle Flying, starano się tych wszystkich pacjentów postawić na nogi i w miarę możliwości zwracać naturze. Leczenie i rehabilitacja są najbardziej czasochłonne i pracochłonne, ale pewne jest, że robić to warto.

Zlitowała się nad nami tego dnia pogoda. Z reguły bardzo rozkapryszona, podążająca tylko własnymi ścieżkami i rozdająca karty po swojemu. Tym razem się poszczęściło, nie padał deszcz, było stosunkowo ciepło, choć chmury w górze wisiały i jak gdyby czekały na to, aby zrzucić na dół swoją mokrą zawartość. Parking, spacer, bilety, rozpoznanie, show, rekonesans, powrót. Tak to mniej więcej wyglądało. Ale przejdźmy może do szczegółów. 🙂

NA FARMIE

Kroczyliśmy w stronę wejścia podekscytowani. Na początku jeszcze troszkę nieświadomi, ale po zobaczeniu pierwszych ptaków, nasza ekscytacja delikatnie wzrosła. Cieszyli się dorośli, czyli my oraz szczęśliwe były dzieci, czyli Sebastian, Victoria oraz Klaudia. Ptaki siedziały nieruchomo na żerdziach, w swoich klatkach bądź na powietrzu. Wzajemnie się obserwowaliśmy, one beznamiętnym wzrokiem, my wręcz przeciwnie, ze sporym zaciekawieniem. Podchodzimy dalej. Są inni zwiedzający, są pracownicy, jest więcej ptaków i innych zwierząt.

Ptaki siedzą tuż nad trawą zupełnie nie zainteresowane, wydają się być kompletnie obojętne. Ilu już podobnych do nas turystów musiały w swoim życiu oglądać? Najwyraźniej nie rusza już to ich, nasyciły swoją ciekawość i teraz tylko oczekują, myśląc pewnie: ,,Kolejny, identyczny dzień. Znów te dziwne istoty na dwóch nogach…”. Istoty na dwóch nogach są w takim miejscu po raz pierwszy w życiu, przynajmniej te, które przybyły tutaj z Longford. I one są znacznie bardziej zaciekawione niż mieszkańcy tego miejsca. One czekają na coś fajnego, mają nadzieję na dowiedzenie się czegoś nowego, chcą mile spędzić czas..

Podejście troszeczkę samolubne? Oczywiście, można ubolewać nad tym, że młode orły i reszta mieszkańców tej farmy mieliby zapewne lepszy żywot na wolności, ale trzeba zauważyć, że gro tych ptaków trafiło tam chorych, potrzebujących pomocy i bez człowieka nie dałyby sobie rady. Takie miejsca są potrzebne i jakby nie patrzeć na to romantycznym wzrokiem, tak trzeba zerknąć również konkretnie, trzeba zejść na ziemię i zrozumieć, że tego typu ptasie szpitale muszą szukać różnych środków finansowych. Przyjmowanie gości po pierwsze daje taką możliwość, a po drugie takich turystów można troszeczkę wyedukować w temacie oraz zarazić ich empatią. Ów ptaki nie są trzymane w złych warunkach, nie są głodzone, idzie to w zupełnie innym kierunku: mają stworzone bardzo dobre warunki, są pod stałą opieką i w miarę możliwości próbuje się je przywrócić naturze. To nie jest coś w stylu ZOO, trzeba sobie to jasno uzmysłowić.

Właściciel i Sowa.

Właściciel i Sowa.

Zajęło się nami dwóch gości. Zarówno jeden jak i drugi od razu dał się polubić. Bardzo sympatyczni, znający się na swoim fachu, z dużą wiedzą i aktorskimi zdolnościami. Pierwszy to Afroamerykanin pochodzący z Karaibów, z filmową twarzą, potrafiący niesamowicie opowiadać, robiąc przy tym świetne miny. Z długimi dredami, z chusta na głowie – wysoki, pozytywny facet. Z kolei drugi to Niemiec, właściciel tego miejsca, starszy, około 60 letni, ze srebrną brodą i uśmiechniętą twarzą. To był główny aktor, wszyscy inni (w tym młoda dziewczyna, córka?) tylko asystowali i pomagali.

WSPANIAŁY POKAZ LATANIA

Siedzimy na ławkach, przed nami otwarta przestrzeń, za nami przestrzeń, z boku drzewa, z drugiego boku ptasie mieszkania. Srebrnobrody 60 latek gawędził o swoich pięknych ptakach z wielką pasją. Widać, że znał się na rzeczy i że sprawia mu to wielką frajdę. Lubi przemawiać i najpewniej lubi ludzi. Chętnie wchodzi w dialog, choć muszę przyznać, że oprócz dwóch osób, reszta raczej milczy i ogranicza do słuchania. Spokojna ta nasza grupa, jakaś taka wstydliwa, ale wydaje się, że pozytywna.

Przewodnik opowiadał z pasją, objaśniał szczegółowo rozmaite zachowania ptaków, przedstawiał wątki historyczne, uczył i całym tym wykładem starał się zachęcić i może miał nawet nadzieję, że zakorzeni w nas miłość do orłów, sępów i sokołów? W pewnym stopniu tak się właśnie stało. Pokochaliśmy te dumne ptaki na swój sposób, podziwialiśmy je i byliśmy bardzo szczęśliwi. Szczególnie mocne wrażenie sprawiały przeloty tychże ptaków drapieżnych tuż nad naszymi głowami. Z ogromną szybkością ale też z wielką gracją.

SPOTKANIE Z INNYMI ZWIERZĘTAMI

Po godzinie pokaz się zakończył. Byliśmy ostatnią grupą odwiedzających tego dnia. Kolejną częścią programu było spotkanie z innymi zwierzętami tego wielce interesującego przybytku. Poszliśmy do wielkiego blaszanego hangaru. Wewnątrz biegało mnóstwo rozkwiczanych, o szaro-czarnej sierści świnek. W większości malutkich, ale jedna (ich matka?) była monstrualnych rozmiarów. Wielka, lecz spokojna. Wszystkie, jak jeden mąż, dawały się pogłaskać, przy czym nieustannie szukały czegoś do jedzenia na wysokości gruntu.

Monstrualnych rozmiarów świnia. W życiu nie widziałem większej.

Monstrualnych rozmiarów świnia. W życiu nie widziałem większej.

Były małe myszki, urocze szczeniaki, papugi, kury, króliczki a na koniec pojawił się nawet rudy lis. Okazało się, że właściciele tego miejsca mieszkali z 3 oswojonymi liskami. Bardzo fajny zwierzak, trochę podobny do psa, ale jednak inny. Sierść jego była bardziej szorstka i miał specyficzną woń.

Lisek Chytrusek.

Lisek Chytrusek.

Powoli się trzeba było zbierać. Wybierając się tam nie wiedzieliśmy czego możemy się tam spodziewać i będąc już na miejscu z każdą chwilą co raz bardziej się zaskakiwaliśmy. Pozytywnie oczywiście. Świetna okazja na bliskie spotkanie z dzikim, drapieżnym ptactwem. Interesująco podana atrakcja, o której pamiętać będziemy bardzo długo. I niewykluczone, że jeszcze tam kiedyś wrócimy. Może i Wam się uda dotrzeć do Ballymote? Zapewniam, że warto!

A jak wyglądało to miejsce na filmie? Zapraszam na trzy krótkie filmiki przedstawiające mocno upartą sowę, zgrabnie latającego orła oraz gromadkę wiecznie głodnych świnek 🙂

 

O autorze Pokaż wszystkie posty Autor Strony

Cwirek

KomentarzyNapisz Komentarz

  • ha, czyli coś dla moich pociech, zdecydowanie. Muszę sobie to miejsce odnotować jako potencjalny cel i rozejrzeć się za czymś jeszcze w okolicy, albo po drodze.
    Trzymaliście ptaki na ręku? czy tylko pracownicy to robili?
    No jasne, że nie można tego porównywac do miejsc takich jak ZOO czy oceanarium, gdzie zwierzęta są trzymane dla rozrywki(choć można zawsze powiedzieć, że stanowią „rezerwę” gdy te na wolności ludzie wybiją).
    Orzeł był praktycznie obok Was, dzieci się nie przestraszyły, kiedy tak nagle przyleciał? Jego lot pięknie musiał wyglądać oglądany na żywo. Zaciekawiłeś tym miejscem.

    • O tak, trzymaliśmy te ptaki na rękach. Na jednym ze zdjęć mam piękną, białą sowę 🙂 Nie trzymaliśmy sępa i największego orła, ale sporo tak. Przy tych lotach dzieci nie stwarzały wrażenia mocno przestraszonych, czasami odruchowo odchylaliśmy się do tyłu, ale żadnego wypadku nie było. Choć wydaje mi się, że jakieś delikatne kontakty ze skrzydłami/piórami chyba następowały, ale to wszystko w ułamku sekundy, niezauważalne wręcz. Super edukacyjna atrakcja, musicie się tam wybrać na wiosnę 🙂

  • Ćwirku, jestem ZACHWYCONA tym wpisem! Autentycznie. Siedzę przed komputerem i śmieję się jak głupi do sera 😉 Fantastyczny wpis i fantastyczne miejsce – muszę Ci powiedzieć, że rzadko kiedy, po przeczytaniu cudzego posta, nabieram ochoty na odwiedzenie opisanego miejsca. Tobie jednak zdecydowanie udało się mnie zachęcić. Gdybym mogła, to jeszcze dziś bym tam pojechała 😉 Z tym się jednak trochę wstrzymam. Poczekam na lato i na to, aż dostaniemy zielone światło od mechanika, bo kolejne 10 000 km za nami, więc serwis trzeba zrobić. A tak na marginesie, kocham obecne ceny paliwa! Diesel do naszej żarłocznej bestii kosztuje w tym momencie 1.05 euro! Już dawno nie płaciliśmy niewiele ponad 70 euro za CAŁY zbiornik paliwa. Boziu, jaka tanioszka! Tak, musiałam to napisać i uwiecznić dla potomności 😉 Nic tylko ruszać przed siebie i odkrywać piękną Irlandię 🙂

    Od czego, by tu zacząć? Hmm. Tyle mam do napisania, że boję się, iż zapomnę połowy 😉

    Zacznę od tego, że widzę zmianę w jakości zdjęć! [albo mam omamy] 😉 Czyżbyś nabył nowy aparat/obiektyw, a jeśli tak, to czy jesteś zadowolony z niego? 🙂 Ja co jakiś czas zerkam na promocje aparatów, ale w mojej wsi nie ma żadnego porządnego sklepu ze sprzętem fotograficznym, a w Argosie nędza i bryndza 😉

    Jastrząb z trzeciego zdjęcia super – wygląda, jakby puszczał oczko.

    Ale moje serce i tak zdobyła rozkapryszona sówka z fochem, która pokazała, że jest indywidualistką i że ma charrrakterrrek 🙂

    „Matko święta!” i „Aaale monster!” <3

    Ciekawi mnie rozmiar tej maciorki 🙂 Szkoda, że nie stanąłeś koło niej, miałabym porównanie 😉 Powiem Ci, że z reguły nie boję się obcych psów dużej rasy – wilczarze irlandzkie, mastify, bernardyny nie są mi straszne, ale do tej świni to nie wiem, czy bym podeszła 😉 Dawno temu moją babcię użarła taka jedna świnia z jej własnej hodowli – wylądowała w szpitalu z rozprutym brzuchem. Babcia, nie świnia 😉

    Chyba nie do końca im ufam – wiadomo przecież, że świnie potrafią pożreć człowieka i popić wodą 😉 Może niekoniecznie obawiałabym się, że posłużę za świński obiad, ale ta maciora miała małe, a samice bywają rozdrażnione, kiedy w pobliżu ich potomstwa kręcą się ludzie. Ta z filmiku wyglądała raczej na wyluzowaną, ale kto wie, co tam siedzi w jej głowie 😉 A tak na marginesie, to mam wrażenie, że jakiś dziwny chód miała. Może problem z racicą?

    Mam nadzieję, że to nie jest zbyt niedyskretne pytanie – ta trójka dzieci to Wasza? Bo chyba coś mi umknęło. Pamiętam z Twoich opisów tylko Victorię 😉

    Serdeczne pozdrowienia i dzięki za super informatywny wpis 🙂

    • Taita zachwycona! Niewątpliwie tak właśnie jest, bo jeszcze nikt w historii tego bloga nie dał 17 ikonek szczęścia :))) Niezmiernie się cieszę, że udało mi się Ciebie porwać, jest to dowód, że warto pisać 🙂

      Widzę, że obchodzicie się z wozem tak jak obchodzić się należy, czyli regularny przeglądzik 🙂 Ja powiem szczerze, że niestety nie jestem taki skrupulatny w tej materii. A wiem, że powinienem być. Ceny paliwa rzeczywiście cudowne! Co prawda wlewam benzynę, ale i tak 1.20 uszczęśliwia mnie niezmiernie. A diesel kosztuje magiczne 99 centów, czyli lepiej niż u was 🙂

      Dobrze wnioskujesz. Od maja tamtego roku mam nowy aparat. Zbierałem na niego prawie 5 lat i udało się spełnić marzenie 🙂 Canon EOS 6D + obiektyw 24-105/4L IS. Nie jestem jakimś fotograficznym mistrzem ale staram się poprawiać umiejętności. W Irlandii nie kupowałem, zamawiany był przez internet w Polsce (sklep pasazfoto.pl w Łodzi).

      Uparta sowa, jak mówił ten gościu od pokazu, prawie w ogóle się tak nie zachowuje. Coś musiała sobie wtenczas ubzdurać i nie chciała za Chiny się ruszyć 🙂

      Wielka Świnia jak się okazało była zupełnie nieszkodliwa, chociaż przy naszym z nią pierwszym spotkaniu, gdy wyłoniła się zza krzaków, zamarliśmy, w tył wzrost i szybkim krokiem odwrót. 🙂 Ale już wewnątrz tego hangaru dzieci siadały jej na grzbiecie (przy pomocy Srebrnobrodego) 🙂 Głaskaliśmy ją, ale (przez ten rozmiar zapewne) z taką delikatną rezerwą 🙂

      Dzieciaki nie wszystkie nasze. Victoria i Sebastian tak. Była z nami córka brata mojej żony. Skoro pamiętasz tylko Victorię, to Sebek musiał Ci gdzieś umknąć 🙂 A jest z nami już ponad 3 lata.

      Pozdrawiam również i nie ma problemu!

      • Może zacznijmy od tego, że nikt w historii tego bloga [oczywiście oprócz Szanownego Autora] nie napisał TAAAK długiego posta. Nie ma za co, moja specjalność 😉

        Nie lubię tych „chińskich” żółtych buziek, ale bez tych emotikonów komentarz wydaje mi się taki ponury i poważny.

        Prawda, prawda. Helmut ma z nami raczej dobrze 🙂 Właśnie parę dni temu dostał dwie nowe opony 🙂 Wiesz, jaka jest komunikacja w Irlandii – szczególnie w małych miastach i wsiach. Bez auta jak bez ręki. Nie będziemy zatem strzelać sobie w stopę i zaniedbywać naszego czterokołowca. W końcu gdyby nie on, i dwaj jego „przodkowie”, nie zobaczylibyśmy tych wszystkich zabytków i pejzaży Irlandii. Generalnie to auto jest sprawne, z tym że należy mu się już serwis, dlatego wolałabym uniknąć długich wypadów podróżniczych. Jeszcze by tego brakowało, żeby się rozkraczyło jakieś kilkaset km od domu.

        Mówisz, że u Was diesel tylko 99 centów? Czas odwiedzić Longford z cysterną 😉

        No, no, no. EOS 6D, pełna klatka, zaszalał kolega 🙂 Zakup aparatu jak najbardziej na plus. Ja widzę DUŻĄ różnicę w jakości Twoich zdjęć. Te stare nie były złe, ale teraz nie ma porównania. Przyglądałam się temu aparatowi jakiś czas temu – bo jest dostępny na Argosie, z tym, że bez obiektywu – ale cena trochę mnie odstraszyła.

        A wiesz, że nawet nie przyszło mi do głowy, by kupować aparat w Polsce? Z tego co zauważyłam, to w wielu przypadkach ceny sprzętu w Irlandii są korzystniejsze niż w naszej ojczyźnie. Taki paradoks.

        Ale przeoczenie biednego Sebka 😉 Wybacz. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to, że Victoria jako pierworodna znacznie częściej musiała przewijać się w postach 🙂

        Trzymaj się ciepło 🙂

        • To ja się udzielę tutaj 🙂
          Po pierwsze też zwróciłam uwagę na aparat, w dużej mierze na filmiki, bo dobrze się je ogląda. Przy zbliżeniach szczególnie nie ma rozmyć, jak w moim – niestety. I mówisz, że jesteś zadowolony z tego modelu? Tak pytam, bo zacznę chyba zbierać na coś lepszego niż mam(i może za kilka lat też sobie sprawię :)) Podobnie , jak Taita, stwierdzam, że tutaj można upolować sprzęt trochę taniej(poza komputerowymi sprawami, które faktycznie w większości załatwiamy w PL, ale tylko dlatego, że mój teść siedzi w tej branży i dostajemy rzeczy po cenach hurtowych)
          Po drugie -ceny paliwa też mnie cieszą, aczkolwiek u nas diesel wciąż po 1.06, ale w porównaniu z tym, co się płaciło poprzednio… już rączki zacieramy i się cieszymy na wycieczki.
          I po trzecie – absolutnie, jak Taita, zawsze wstawiałam samochód/samochody terminowo na wszystkie przeglądy. Jak tylko by na nieszczęście któryś padł, to bylibyśmy ugotowani! Ale już moi irlandzcy sąsiedzi nie przejmują się olejem i innymi pierdołami(jak np. rozrząd) i jeżdżą, dopóki auto nie zatrzyma się na poboczu 🙂 generalizuję, wiem 😉
          A to miejsce na pewno postaram się odwiedzić.A co do pytania o ptaki, źle je postawiłam: chodziło mi o to, czy dzieciaki też mogły trzymać ptaki? Podejrzewam, że pewnie nie. Swego czasu w naszym Wielkim Mieście, gościła taka grupa ludzi, prezentująca dzikie ptactwo najróżniejszego kalibru. Moje dzieci były NIEPOCIESZONE że nie pozwolono im trzymać większych ptaków, choć ja to rozumiem i próbowałam wytłumaczyć sens zakazu swoim pociechom. Bez płaczu się jednak nie obyło.

          • Zacznę od końca i pewnie Cię zdziwię 🙂 A mianowicie dzieci również trzymały ptaki na rękach 🙂 Sowy, sokoły, orły – jak się nie bały i chciały, to trzymały. Twoje pociechy byłyby zadowolone. Wydawało się bezpieczne, ptaki spokojnie siedziały i nikogo nie atakowały 🙂

            Z aparatu bardzo jestem zadowolony, dla mnie w sam raz a i pewnie jestem na niego za cienki. Nie wykorzystuje jego potencjału, to pewne. Ale pocieszam się tym, że wszystko przede mną, że mogę się doszkolić. Czasami się zastanawiam czy by się na jakiś kurs fotografii nie zapisać? Na pewno by to pomogło w robieniu lepszych zdjęć. Są też różne książki, jest internet no i praktyka, bez której ani rusz. A aparat polecam każdemu 🙂

            Z obecnych cen paliwa grzechem byłoby się nie cieszyć. Rok temu była benzyna po 1,50? 1,60? Kolosalna różnica. Jeśli ktoś ma ogrzewanie olejowe to warto również zaopatrzyć się w olej, bo też jest taniutki.

            Co do regularnych przeglądów, to można powiedzieć, że ja też mam taki regularny, raz do roku, na NCT 🙂 Olej pilnuję, na NCT przechodzi, więc ufam, że jest sprawny i w trasie się nie rozkraczy 🙂

            pozdrawiam!

        • Taito 🙂

          Może tak być jak piszesz, co do długości komentarza, że wskoczyłaś na piedestał 🙂 Co prawda nic mnie nie poinformowało, że jest najdłuższy, ale wierzę, że tak jest 🙂

          O tak! Samochody jak członkowie rodzin – nie da się bez nich normalnie funkcjonować aa nam podróżnikom w szczególności. Wiem, że ludzie w dużych miastach, w takim Dublinie na przykład nie mają aut i jeżdżą sobie komunikacją miejską. Może i się to tam u nich sprawdza, ale jeśli spojrzeć szerzej, to są uwięzieni. W tym sensie, że nie pozwolą sobie na spokojny, normalny wyjazd na Achill czy na Dingle. Ja bez auta długo bym chyba nie pociągnął 🙂

          Z aparaciku jestem ze wszech miar zadowolony 🙂 Kupowałem w Polsce, bo powiem szczerze, że gdy porównywałem ceny tutejsze, np. na Ebayu to wcale nie było jakiejś większej różnicy. Po drugie trochę się bałem, jakby coś było nie tak, to gdzie odsyłać? W Polsce to w Polsce, szło by się jakoś normalnie dogadać. Takie miałem myślówy i w końcu padło, że bierzemy z Polski 🙂 Dziś widzę, że taki zestaw, który ja mam poszedł w dół o jakieś 200 euro (Ebay)? Aż sprawdziłem na Pasazfoto.pl i tam jest 1000zł w dół dzisiaj.

          Victoria tak, bywała jedną z bohaterek we wcześniejszych wpisach. Sebusia jest mniej, bo i przypadł na taki okres, w którym sam mniej pisałem 🙂 Ale gdy nadrobię (GDY NADROBIĘ! :D) zaległości, to i Sebastian się pojawi.

          pozdrowionka!

          • Jeśli nie zostałeś o tym poinformowany, to pewnie tylko dlatego, że… już kiedyś w przeszłości musiałam ustanowić rekord najdłuższego komentarza 🙂

            Duże miasta rządzą się swoimi prawami, a przede wszystkim mają znacznie lepiej rozwinięty transport miejski, no i okropnie drogie parkingi. Zapewne zauważyłeś, ile kosztuje godzina na przeciętnym parkingu w centrum Dublina. Zdzierstwo 😉

            Dokładnie tak, jak piszesz – auto to swoboda. Praktycznie niczym nie ograniczona, jeśli tylko masz czas i pełny zbiornik paliwa 🙂 Jejku, ja już tak bardzo zrobiłam się wygodnicka, i tak bardzo odzwyczaiłam się od komunikacji miejskiej, że nawet za granicą najchętniej podróżowałabym tylko wynajętym samochodem, mimo że doskonale zdaję sobie sprawę, że postępując w ten sposób tracę możliwość delikatnej obserwacji ludności danego kraju 🙂

            No niestety, wraz z upływem czasu kupiony sprzęt traci na wartości.

            Mam nadzieję, że nadrobisz, bo takim moim blogowym marzeniem jest, abyś pisał znacznie częściej 🙂 Jak tylko założę konto na facebooku, to masz ode mnie murowane polubienie 😉

          • No to musimy tam pojechać!!!! bo moje dzieciaki właśnie marzyły o sokołach i tego typu ptakach! ale będą miały niespodziankę. Przyznaję, że zaskoczyłeś tą wiadomością.

            Kurs fotografi na pewno dobra rzecz, bo widzę to po znajomej, która takowy przszła i jej zdjęcia nabrały innego wymiaru. A co do aparatu, to w przypadku osób interesujących się fotografią, lepiej mieć taki ciutkę lub nawet więcej lepszy, niż słabszy.
            Właśnie wczoraj tankowałam auto i wpadł na rozmowę pracownik stacji, to sobie pogadaliśmy o cenach właśnie. Wszyscy, którzy jeżdżą, to chyba skaczą z radości.

  • Adi. Brawo za zdjęcia i kadry! Również dla wyczucie momentu Awelin – przy ” The Sparrowman with owl” :). W filmach bardzo fajnie spisuje się aparat – tylko nagrywać.

    • Ahoj Podróżniku! 🙂

      Dzięki za miłe słowa 🙂 Filmy rzeczywiście dają radę, choć nie nagrywałem ich nie wiadomo ile. Przydałby się jakiś program do obrabiania tych filmów, tak co by z kilku różnych ujęć coś zmontować. Samo miejsce Ci się podoba? 🙂

  • Hrabino.

    Jeszcze niecałe 2 miesiące i będą tam mieli znowu otwarte (19 marca). Tutaj masz stronę internetową: http://www.eaglesflying.com/. Możesz również znaleźć ich na Facebooku.

    W tego typu kursach tutaj w Irlandii zawsze z tyłu głowy, mam taką delikatną blokadę. A, że po angielsku, a że nie zrozumiem do końca, że dobrze nie spożytkuję tego czasu. Ale z drugiej strony była by praktyka, taki fotograf mógłby pokazać a podstaw fotograficznego słownictwa można by się nauczyć. Kiedyś w szkole naszej córy organizowali właśnie kurs fotografii dla rodziców. Nie miałem jednak wtedy jeszcze dobrego aparatu i jakoś się nie zdecydowałem. Dziś chyba bym poszedł 🙂

    Ja za każdym razem gdy przejeżdżam obok stacji benzynowej (praktycznie parę razy dziennie) to micha uśmiecha mi się samoczynnie 😀 Ciekawe jak długo trwać będzie taki stan rzeczy?

  • Taito.

    Traci, traci niestety tego typu sprzęt. Ja to wiem, ale i tam lekko smutnym i zazdrosnym okiem patrzę na te dzisiejsze ceny tego samego aparatu 🙂

    W takiej zagranicznej podróży kwintesencją byłoby poruszać się miejscową komunikacją, pociągami, na stopa, pieszo. Ale z drugiej strony jest te dajmy na to 7 dni tylko i chciałoby się zobaczyć jak najwięcej. Gdybym miał wolny miesiąc to bym się włóczył. Coś na kształt naszej wyprawy na Krym – bez samochodu, z kombinowaniem na bieżąco, ze spontanicznością. Mnóstwo przygód, trochę nerwów, ale zapamiętamy to do końca życia 🙂

    O Dublinie i jego udogodnieniach mi nawet nie pisz 🙂 Dobrze, że nie muszę bywać tam często. Może gdyby się tam mieszkało to dałoby się przystosować ale z dalszej perspektywy, gdy patrzę z daleka, to negatywów widzę więcej niż pozytywów. Największy negatyw to właśnie finanse, studnia bez dna. Do odwiedzenia ok, ale do zamieszkania niekoniecznie.

    Również mam nadzieję, oh jak wielką mam nadzieję… 🙂 Zresztą jak zauważyłaś, ostatnio się ruszyło, więc jest lepiej, jest postęp 🙂 Liczę na Twojego facebookowego lajka, bo wciąż mam ich malutko. A ci co są to milczki straszne, boją się, wstydzą? Nie wiem jak ,,zmusić” ich do uaktywnienia się 🙂

    • Właśnie – o ten czas chodzi. A raczej o jego brak. Mało kto może pozwolić sobie na miesięczne, półroczne czy roczne przerwy w pracy i powolne zwiedzanie wybranego kraju. Myślisz, że gdybym mogła, to bym tak nie zrobiła? Często mam wrażenie, że szkoda życia na mieszkanie tylko w jednym kraju – ja to najchętniej pomieszkałabym rok w różnych miejscach. Albo chociaż pół roku.

      Dużo osób dysponuje tylko standardowymi 20 dniami wolnego. Trudno wtedy pogodzić ze sobą relaks, słodkie nicnierobienie i i intensywne zwiedzanie. Nie wspominając o tym, że niektórzy nie mogą na przykład wykorzystać tych 20 dni za jednym zamachem. Oczywiście najlepiej być nauczycielem 😉

      Może w drugiej połowie roku będę miała przerwę w pracy [a raczej od pracy, bo nie wiem, czy zostanę w niej], i wtedy będę mogła pozwolić sobie na takie bezstresowe podróżowanie. Póki co zaś, robię, co mogę, by na zagranicznym wyjeździe zobaczyć trochę świata, a jednocześnie się nie „zajechać” tym bieganiem z jednego miejsca na drugie. Chyba nie muszę wspominać, że urlop polegający tylko na siedzeniu w hotelu, leżeniu na plaży całymi dniami i nie wychylaniu się poza teren noclegowni, nie wchodzi w grę?

      Lajka na pewno dostaniesz, spokojna głowa. A sposobu na leniwych czytelników niestety nie mam. Bo myślę jednak, że tu chodzi głównie o lenistwo a nie nieśmiałość. Część osób nie ujawnia się dla zasady, wolą być totalnie anonimowi, ale sporo osób nie piszę, bo nie chce im się tracić czasu na komentowanie. Inni pewnie uważają, że komentarzy jest wystarczająco dużo i nie ma sensu tworzyć kolejnego, który nic nie wniesie. Przyznam, że i mnie się zdarzyło parę razy, że miałam coś do dodania pod postem, ale nie napisałam, bo albo mi się nie chciało, albo odkładałam to na później i ostatecznie post się „przeterminował” i już nie było sensu pisać.

  • Post się przeterminował? 🙂 Hrabina właśnie skomentowała post z 2009 roku – czyli post, który już dawno umarł 😀 Ja tam myślę, że nawet stare wpisy warto czytać i je komentować. Wiem, że łatwo nie jest bo trzeba to najpierw odkopać ale mimo wszystko warto.

    Inni może uważają, że komentarzy jest zbyt dużo i nie ma sensu nic od siebie dodawać – to się raczej na moim facebookowym profilu nie sprawdza, bo tam jak są 2 komentarze (w tym 1 mój) to święto 🙂 Nie wiem w czym jest problem, trzeba będzie chyba jakieś upominki fundować za komentarz, to może ludzie się obudzą? 🙂

    Urlop plażowy rzeczywiście byłby ostatnim, z którego chcielibyśmy skorzystać. Ewentualnie 1 dzień i tyle. Szkoda czasu na leżenie. Piszesz o 20 dniach wolnego. Ja też tak mam: 2 tygodnie w przedziale styczeń-czerwiec i 2 tygodnie lipiec-listopad. Od 7 lat tak samo, więc jestem przyzwyczajony. Zresztą w naszym przypadku trzeba brać już różne czynniki, dzieci w przedszkolu, szkole to praktycznie urlopowanie na jesień odpada. Już tak łatwo i beztrosko, jak to było za kawalera, czy przed dziećmi, nie ma 🙂

    Pamiętam, jak pisałaś, że fajnie by było mieszkać w różnych krajach. Dla Was pewnie łatwiejsze do zrealizowania. Jak wspomniałem powyżej mając dzieci trudno by się przenieść gdzie indziej. Szkoła, angielski itd. Człowiek wybrał/los go rzucił Irlandię i na nią jest (na szczęście!, bo piękna :)) skazany.

    Zmiana pracy? Zdaje się, że długo już w obecnej pracujesz? Gdybyś miała możliwość przez jakiś czas nie pracować, to korzystaj i podróżuj 🙂

  • Be careful what you wish for, it might come true 😉 Te blogowe dyskusje to tylko przedsmak tego, co Cię czeka, jak już będę miała swojego „fanpejcza” 😉 Jeszcze zatęsknisz za świętym spokojem i będziesz miał dość mojego spamowania 😉

    No bo, kurczę, życie jest za krótkie, by spędzać je na robieniu nudnych rzeczy i mieszkaniu w jednym miejscu. A świat jest przecież taaaki piękny. Szkoda tylko, że ludzie tego nie doceniają: sami wzniecają konflikty, wojny, niszczą przyrodę.

    Oglądałam w piątek ponownie „Into the Wild”. O Jezu, ale się obsmarkałam i poryczałam. Dobrze, że nie było żadnych świadków tego wstydliwego wydarzenia – musiałabym wszystkich zabić 😉 Nie popieram wszystkiego, co robił Chris, bo było to bardzo egoistyczne, ale w dużej mierze go rozumiem. Ale, ale. Nie o filmie miało być przecież.

    Nie wiem, jak będzie z tą pracą, na razie nie zawracam sobie tym głowy. A pracuję w niej już bardzo długo i zastanawiam się, czy to nie pora na zmianę. Wiesz, trzeba wiedzieć, kiedy zejść ze sceny. Najchętniej to w ogóle bym się wyprowadziła z mojego miasta i zmieniła środowisko, ale żal mi mojego domu. No i może ze dwóch innych rzeczy.

    Koniec weekendu 🙁 [chyba pierwsza smutna buźka Taity w historii tego bloga] 😉 Trzymaj się ciepło, Ćwirku 🙂

  • A więc trzymam Cię za słowo! Oby założenie Twojego konta na FB nie trwało tak długo jak opisywanie naszego wyjazdu do Derry z 2010 roku 😀

    Oczywiście, że życie jest za krótkie. Żeby zrealizować te wszystkie pomysły, które w naszych głowach siedzą potrzeba by z 7 żyć a nie jednego. Jakby nie było to mieszkasz już w drugim miejscu, więc całkowitej nudy nie ma 🙂

    Pamiętam jak kiedyś nie widziałaś jeszcze tego filmu. Ja Cię namawiałem i byłem wtedy bardzo ciekaw jak go odbierzesz. Skoro lecą łzy, to znaczy, że film się podobał. A skoro film fajny, to jak dobra musi być książka! Jak wiadomo przeważnie książka>film.

    Pewnie byłoby Wam łatwiej na zmianę środowiska. My, jak pisałem wyżej, tak łatwo byśmy nie mieli. Z dziećmi to już jest inna bajka. Gdybyście jednak się zdecydowali, to mam nadzieję, że nie ucieklibyście poza Irlandię? Byłoby nam tu wszystkim smutno… 🙁 [druga smutna buźka w historii bloga]

    pozdrowionka!

  • Kiedyś jeszcze mieszkałam i pracowałam we Francji, ale tego masz prawo nie wiedzieć, bo to było w minionym stuleciu 😉 Podobało mi się tam – zwiedzałam sobie kraj pieszo, rowerowo i samochodem. Mieszkałam w wiosce w Normandii, jakieś dwie godziny drogi od Paryża. Super było. Poznałam wtedy wielu fajnych Francuzów.

    Co do filmu, to pamiętam, że za pierwszym razem nie zrobił na mnie aż tak dużego wrażenia. Nawet Ci o tym pisałam, jeśli się nie mylę. Ale ja już tak często mam. Czasami muszę coś kilkukrotnie obejrzeć/wysłuchać [ w przypadku CD], żeby w pełni docenić. Od tamtego czasu widziałam ten film chyba ze trzy razy.

  • Z muzyką tak właśnie jest. Trzeba nieraz kilkukrotnie przesłuchać aby się przekonać. Chyba, że płyta jest wybitna i wpada w ucho od razu. Z filmami (trochę podobnie do książek) mam tak, że raczej nie lubię czegoś powtórnie (nie mówiąc już o kilkukrotnym) oglądać. Zdarzyło mi się to, ale fanem takiego oglądania nie jestem.

    Mówisz Francja w latach 90? 🙂 Pewnie byłaś nastolatką wówczas? Ja pierwszy raz z Francją styknąłem się w 1996 roku. Trenowałem wtedy piłkę nożną i byliśmy parę dni w Saint Ettiene. Drugi raz pojechaliśmy z drużyną w 1998 roku (Lille), no a trzeci to już 2012 i Cannes 🙂

    Francja super, ale ostatnie czasy mąci trochę i burzy ten dobry wizerunek sytuacja na Świecie. Człowiek to ogląda i nie może uwierzyć. Nie wiem jak to się potoczy, ale czarno widzę niestety…

    • Prawda. Owszem, zdarza się, że jakiś nowy album od razu wpada mi w ucho, ale często bywa tak, że im dłużej i częściej słucham, tym bardziej go doceniam.

      No co Ty 😉 To nie były lata 90. Dzieckiem wtedy byłam i mogłam co najwyżej pomarzyć sobie o Francji 😉

      Wow, ale fajne takie zagraniczne wypady z klubem. Nie mówiłeś, że byłeś drugim Ronaldo 😉 A tak poważnie – żałujesz czasami, że Twoja kariera piłkarska nie bardzo się rozwinęła?

      Ja też. Niestety. Przerażające jest to, co dzieje się teraz na świecie, a zwłaszcza tu, u nas, w Europie, bo to przecież tuż za „miedzą”. Świętą prawdę mówiła i pisała Oriana Fallaci. Zdecydowanie się z nią zgadzam.

      • Investigation 🙂 Sherlock Holmes 🙂

        Napisałaś: ,,to było w minionym stuleciu”. W minionym stuleciu, czy przed 2000 rokiem. A skoro pracowałaś to musiałaś mieć, nie wiem, 16-18 lat? Czyli rok urodzenia to 1982, 1984. Nie mogłaś być dzieckiem – dzieckiem, bo wówczas musiałabyś mieć 10 lat albo mniej 🙂

        Grałem, grałem. Przez 9 lat. Nawet kiedyś to tu opisałem w 2 historiach (Moja przygoda z GKS-em Katowice” – zerknij sobie 🙂 Czy żałuję? Super czas, fajne przygody, ekstra ludzie poznani. Wtedy tak od 1994 do 2002 roku wszystko kręciło się wokół piłki. No ale piłkarzem nie udało się zostać – teraz robię karierę w sklepie, na emigracji 😀

        Oriana Fallaci. Aż musiałem wyguglować, bo ciemny jestem i jej nie kojarzyłem 🙂 Swoją drogą bardzo ładną kobietą była.

        ,,Europa nie jest już Europą, ale Eurabią, która z powodu uległości wobec wroga, islamskiego nazizmu, kopie swój własny grób”

        • Sherlocku, [swoją drogą, oglądałeś ten serial z Benedictem Cumberbatchem w roli głównej?], to „minione stulecie” było napisane z przymrużeniem oka 🙂 Często tak mówię o czymś, co było dawno, dawno temu 🙂

  • A na komentarz pod nową notką odpiszę już innym razem, bo chyba szykuje się dłuższa wypowiedź [surprise, surprise!] 😉 Teraz zaś muszę dać trochę odpocząć oczom od komputera.

    Miłego weekendu 🙂

  • O widzisz, wziąłem na poważnie i próbowałem dociec prawdy 🙂 Niestety Sherlocka nie oglądałem – chyba nie jestem fanem seriali, choć wiem, że dużo jest świetnych. Oglądałem tylko z 7-8 odcinków Wikingów z 1 sezonu i tyle. Nie krępuj się, odpisuj gdy znajdziesz czas, wenę i siłę 🙂

    pozdrawiam!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *