Wrobels

Na szczycie Góry Croaghaun

Bajeczne pejzaże, spektakularne, mocno poszarpane skałami wybrzeże wpadające wprost do Oceanu… Człowiek kroczy przed siebie, co chwilę się zatrzymując i wzdychając z zachwytu. Nie towarzyszą ci inni ludzie, nie musisz się przeciskać i czekać na swoją kolej aby móc pooglądać klify. Masz wszystko dla siebie, cała ta (nie)naturalna kraina wydaje się być na wyłączność. Tylko wiatr, szum Oceanu i Ty. Cóż więcej trzeba do szczęścia?

Gdy komuś uda się wdrapać na Górę Croaghaun, gdy nacieszy już oko wspaniałymi krajobrazami ogromnych klifów, to niech pod żadnym pozorem nie zacznie schodzić w dół! Urwiska Croaghaun – pomimo, że piękne i robiące wrażenie – to jednak nie jedyne, fajne miejsce do zobaczenia tutaj na górze. Należy poświęcić jeszcze szczyptę czasu i przejść się trochę w kierunku innej wielkiej góry na Wyspie Achill – Slievemore.

Croaghaun Mountain skąpana we mgle...

Croaghaun Mountain skąpana we mgle…

Spędziliśmy na szczycie Croaghaun dobre pół godziny. Następnie pomaszerowaliśmy dalej. Wiedzieliśmy, że gdzieś tam w górze znajduje się malowniczo położone Lough Bunnafreeva, znaleźliśmy na mapie także inne jeziorko, które miało być punktem docelowym tej wędrówki – potem chcieliśmy schodzić w dół, w kierunku drogi i dalej do samochodu.

Schodzimy z Góry Croaghaun i kierujemy się w stronę Góry Slievemore. Po lewej pięknie oświetlony Saddle Head.

Schodzimy z Góry Croaghaun i kierujemy się w stronę Góry Slievemore. Po lewej pięknie oświetlony Saddle Head.

Chmury, które nam przez moment wcześniej towarzyszyły odfrunęły. Nie zapowiadało się na deszcz. Cieszyło nas to bardzo, bo nie dość, że nic nam nie psuło widoków, to jeszcze mieliśmy odpowiednią przyjemność ze spacerowania. Irlandia jest deszczowa – wiemy o tym doskonale. Wiemy również, że ta pogoda bardzo zmienna jest, więc gdy pada, to nie należy się tym zbytnio przejmować, bo zaraz powinno świecić słońce. Tak to na Zielonej Wyspie funkcjonuje.

Zachwycaliśmy się pięknie oświetlonym Saddle Head. Aż szkoda, że tam się nie udaliśmy – byłaby świetna i przede wszystkim inna perspektywa widoku na Klify Croaghaun…

Saddle Head

Saddle Head

Schodziliśmy z niewielkiego wzniesienia, w towarzystwie wielkich kamieni – trzeba było uważać, gdzie stawia się kroki. Nie chcemy żadnych kontuzji tutaj na wysokości…

Kamienie, głazy, skały...

Kamienie, głazy, skały…

Co chwilę, praktycznie co kilkanaście metrów są małe jeziorka. Miniaturowe stawiki, w których zgromadziła się woda. Jakby plamy porozrzucane wokoło, naturalne przeszkody do pokonania, do obejścia, do przeskoczenia.

Wchodzimy pomiędzy skały, spoglądamy na coś podobnego do wąwozu. Z brunatnej ziemi wyrastają kamienie. Mnóstwo kamieni. Wszędzie.

Nagle jest! Pojawiło się, wyrosło jakby z pod ziemi. Owalne, pięknie kształtne, usytuowane w dole Bunnafreva Lake. Wygląda jak wielki, czarny kleks – ciekawe czy ktoś się tam kiedyś kąpał?

Otaczają nas torfowiska, nasiąknięte, miękkie tereny – naturalna fabryka torfu. Bardziej dzikiego i odludnego miejsca dla najpopularniejszego w Irlandii opału kominkowego, chyba nie sposób uświadczyć.

Fabryka Torfu

Fabryka Torfu

Zauważamy w oddali Slievemore Mountain. Spiczastą, drugą co do wielkości górę Wyspy Achill. Gdybyśmy mieli więcej czasu, to pewnie zawędrowalibyśmy na jej szczyt.

Przybyliśmy do Krainy Annagh, słynnej z wielu opowieści i legend o duchach, zmorach i zjawach. My żadnego nie spotkaliśmy, może ukrywał się w okolicznym grobie megalitycznym? Patrzymy z góry na Jezioro Nakeeroge. Najniżej położone jezioro w Irlandii – 16m. n.p.m.

Nakeeroge Lake - najniżej położone jezioro w Irlandii (16m n.p.m.)

Nakeeroge Lake – najniżej położone jezioro w Irlandii (16m n.p.m.)

Zmieniamy kierunek marszu. Za nami już parę godzin wędrówki. Najpierw było pod górę, a następnie po płaskim – no może bardziej po lekko falującym płaskim. Teraz czas na zejście w dół. Powoli kończy się tutaj nasza misja…

Wędrowcy suną w dół :)

Wędrowcy suną w dół 🙂

Daleko w dole Dooagh – wioska białych, wapiennych domków. Trochę bliżej, aczkolwiek w dalszym ciągu relatywnie daleko, Jezioro Accorymore. To tam chcielibyśmy za pół godzinki się znaleźć.

Zejście okazuje się bardziej strome, niż na początku to wyglądało. Nie mamy jednak innej alternatywy, idziemy przed siebie, na żywioł.

Trzeba mądrze stawiać kroki, bardzo uważnie i powoli; pomagamy sobie rękoma i schodzimy zygzakiem. Kozice górskie z nas marne, ale jesteśmy skuteczni, połykamy metry, jesteśmy coraz niżej.

Jezioro na dole wydaje się całkiem spore. Jest lekko niespokojne, tafla wody szumi, delikatnie pomrukuje. Chodzimy trochę po tamie, zerkamy na owieczki i ruszamy dalej.

Ach, jak przyjemnie stąpać po płaskiej, równej drodze! Cała trudność została za nami, jesteśmy już prawie na mecie…

Na takiej płaszczyźnie kroczyć to ja rozumiem! :)

Na takiej płaszczyźnie kroczyć to ja rozumiem! 🙂

Towarzyszą nam dziesiątki owiec, spokojnie pasących się na pastwisku.

Trawa, trawa, dużo trawy! Beeee! :)

Trawa, trawa, dużo trawy! Beeee! 🙂

Przed nami rozpościera się Zatoka Keem, za nią Urwiska Minaun. Zrobiło się słonecznie – jesteśmy zmęczeni, ale szczęśliwi. Zdobyliśmy Klify/Górę Croaghaun i w całości dotarliśmy na dół, a to jest najważniejsze. 🙂

O autorze Pokaż wszystkie posty Autor Strony

Cwirek

KomentarzyNapisz Komentarz

  • Krajobrazy fantastyczne, jest na co popatrzeć,a co dopiero być tam….
    Jaka to pora roku? wiosna? zastanawia mnie ta ilość zółtego na ostatnim zdjęciu. To porosty?
    To miejsce z jeziorkami to perełka, ale z kolei to ukryte jezioro(raz czarne, raz niebieskie) to też perełka; sama nie wiem co bardziej mi się podoba.
    Skoro już tak blisko byliście, to dlaczego nie zeszliście do Saddle Head?
    Po obejrzeniu kolejnego fimiku, już otwarcie zazdroszczę Ci tego aparatu.
    No dobrze, Wy sobie wędrujecie a dzieci z kim?

  • Byliśmy tam w maju. Ja, szwagier (brat żony, mój podróżniczy druh z wcześniejszych Irlandzkich i Ukraińskich wyjazdów) i szwagierka (jego żona) – dzieci zostały z moją żoną 🙂 Przyjechali do nas na tydzień i zrobiliśmy 2 wyjazdy.

    Ostatnie zdjęcie specyficzne. Zrobił je Daniel dosyć przypadkowo. To nie porosty, po prostu taki odcień trawy, która była właśnie taka nijaka trochę – brązowawa, brunatna, zielonkawa – jak nie po irlandzku 🙂

    Bunnafreeva Lake jest dosyć znane. Wiedziałem o nim już wcześniej, w Googlach wpisując np. Achill albo Lake to jest spora szansa, że wyskoczą zdjęcia tego jeziora właśnie.

    A powiedz Hrabino, czy Wy już w waszej historii trafiliście na Wyspę Achill?

    Dobre pytanie. Dlaczego nie zeszliśmy na Saddle Head? Nie wiem. Tłumaczyliśmy to sobie czasem, że nie mamy go nie wiadomo ile. Gdy znajdę się tam kiedyś znowu to z całą pewnością pójdę na ten cypelek.

    • ooo.. a jak będziecie się wybierac czy można by było się do Was przyłączyc??? Jesteśmy w IE z mężem dopiero 2 miesiące ,mieszkamy niedaleko wysp Achill. Bardzo chcieli byśmy połazić po wzniesieniach lecz ogranicza nas troche mała znajomość terenu. Fajnie było by podpiąc się do towarzystwa ,które już ma doświadczenie w takich wyprawach 🙂

  • No właśnie kwestia dzieci mnie mocno zastanawiała, bo my właśnie takich wycieczek nie możemy sobie zafundować; jak już ktoś do nas przyjedzie, to obwozimy go po typowo turystycznych miejscach. Kiedyś mogliśmy wszyscy się załadować, bo mieliśmy 7-siedzeniowe auto, teraz już trzeba wybierać. I szczerze, to połaziłabym sobie właśnie po takich górach, ale to opcja bez dzieci zdecydowanie.
    Nie, nigdy jeszcze tam nie zawitaliśmy, ale tak naprawdę jeździć po Irlandii zaczęliśmy jakieś 6 lat temu – zaliczyłam wtedy góry(Slieve Bloom) w 9 miesiącu ciaży 🙂 wiesz jakie miny mieli ludzie? a po porodzie musieliśmy się ograniczyć do bliskich wypadów. Poza tym dopiero co mieliśmy auto, bo przez wcześniejszych 5 lat nie było takiej potrzeby(wtedy tak myślałam, naprawdę!) i zaczęliśmy zwiedzanie od najbliższych miejsc, potem coraz dalej i dalej i zataczamy takie, powiedzmy koła.
    Mówisz, że następnym razem zaliczycie cypel? Na pewno byłby tego wart, bo kurczę widok na klify z tej perspektywy musi być oszałamiający.
    Ten żółty to mnie tak zastanowił, bo w pierwszej chwili myślałam, że to Ulex, ale z drugiej strony nie bardzo mi to tak pasowało aż tam wysoko. W każdym razie zdjęcie interesujące.

    pozdrawiam

    • My bez samochodu wytrzymaliśmy przez 2 lata. Pierwsze auto latem 2007. I tą Vectrą właśnie udaliśmy się na debiutancki, 2 dniowy wyjazd na Klify Moheru i Connemarę – to wówczas właśnie zakorzeniło się we mnie podróżowanie po Irlandii 🙂 Nie było wtedy dzieci, byliśmy tylko my. Pamiętam te zachwyty nasze, wszystko nowe i jaka Irlandia piękna!

      Cypel zdecydowanie wart odwiedzenia. Tak prawdę mówiąc, dopiero w domu, przeglądając zdjęcia dotarło do mnie, że piękny z niego musi być widok. Oprócz Saddle Head jest jeszcze jeden Achill Head – a to już z drugiej strony.

      7 osobowy samochód przydałby nam się bardzo właśnie podczas takich wizyt gości z Polski. Pojechalibyśmy zapewne wszyscy, a tak brakuje tego 1 miejsca. Myśleliśmy nawet nad wypożyczeniem takiego byczka, ale jakoś mi się to nie podobało… Trzeba zdaje się dość konkretny zastaw finansowy, jakieś podawanie kart kredytowych, nie wiem dokładnie ale się przestraszyłem 🙂

      Zdradzę, że mam tu jeszcze 2 historie do opublikowania z Wyspy Achill, będzie wtedy tego 7 wpisów i liczę, że pomoże Wam to w planowaniu wyjazdu na tą piękną wyspę 🙂 W tym roku, prawda? 😉

      • Czy w tym roku to nie wiem, ale może… mamy w planach dłuższy wyjazd, bo nie lecimy do PL. Publikuj zatem, a ja będę notować 🙂

        Wypożyczanie nie jest takie straszne, przechodziłam przez to, ale cenowo… to trochę daje po kieszeni. my skorzystaliśmy z Europcare, znajomi zażyczyli sobie małego diesla, takiego na 5 osób. dostałam brand new peugeot’a i z pełnym ubezpieczeniem wyszło za 7 dni 420 euro + 80 za paliwo, kaucję zwrócili po otrzymaniu auta. nie płaciłam kaucji i wydaje mi się, że nie blokowali mi karty właśnie dlatego, że wybrałam pełne ubezpieczenie(stąd cena początkowa z ok.300 poszłą w górę). Tak doradziła nam pracownik, Polak zresztą, żeby potem niczym już się nie przejmować(bo ktoś ci upier.. lusterko, porysował auto, albo był wypadek); a i przy oddawaniu, w opcji full, nie oglądali samochodu wcale, tylko sprawdzili bak. Więc nie taki diabeł straszny, tyle że nieco kosztowny. Lepiej już mieć swoją 7-kę

        • Dokładnie tak: wypożyczanie samochodu nie jest takie złe, jak może się wydawać. Przed pierwszym razem też się obawiałam, bo to cudze auto, bo znając życie coś mu się przydarzy i będą problemy… Teraz już wiem, że samochód to ogromne udogodnienie na zagranicznych wyjazdach, zwłaszcza wtedy, kiedy masz ograniczony czas, a chcesz zobaczyć jak najwięcej.

          Co do kosztów, to oczywiście wszystko zależy tu od kraju. W Szwajcarii zapłaciliśmy sporo kasy za kilka dni użytkowania małej Toyoty Yaris, ale to drogi kraj, więc nic dziwnego. Natomiast Grecja i Portugalia zszokowały mnie niskimi cenami wynajmu samochodów. I to za cały tydzień! Tak było jakiś czas temu, nie wiem, jak jest teraz. Słyszałam, że bardzo tanio [dla nas w Irlandii] wychodzi wypożyczenia samochodu na Wyspach Kanaryjskich.

          Kuszą mnie nasi wschodni sąsiedzi – UK. Już parę razy rozmyślałam, jak to zrobić: czy ciągnąć nasze auto i przeprawiać się promem, czy też może zdecydować się na szybszą opcję, czyli samolot i wynajęcie auta na miejscu. I powiem, że nadal nie wiem, co byłoby lepszym rozwiązaniem 😉

          A tak na marginesie: my też kupiliśmy nasze pierwsze „irlandzkie: auto w lipcu 2007 roku 🙂 I tak samo jak Ty zachwycaliśmy się piękną wyspą. Dziś już niektóre widoki nie robią na mnie takiego piorunującego wrażenia jak kiedyś, ale nadal jestem oczarowana tym krajem.

          Co do tematu życia na małej irlandzkiej wyspie, który poruszyliśmy trochę niżej, to myślałam właśnie o pracy tam, a nie o uprawie roli, bo na tych kamieniach i skałach to ciężko byłoby cokolwiek uprawiać 😉 Ogromnie mnie ciekawi, jak to jest żyć w takiej małej społeczności i być częściowo pozbawionym tych wszystkich atrakcji, które mamy tu na „kontynencie”. Żeby się jednak o tym przekonać trzeba by było stać się częścią tej społeczności. Taki krótki weekendowy wyjazd to nie bardzo oddaje realia i mnie nie zadowala. Nie ukrywam, że chciałabym się sprawdzić w takich okolicznościach przyrody 🙂

          Na ilu wyspach byłam? Zapewne chodzi ci o te irlandzkie. Jeśli dobrze liczę, to na ośmiu.

          • My mamy to (wypożyczanie samochodu) przed sobą 🙂 W sumie nie było ku temu okazji, bo nasze zagraniczne wojaże ograniczały się do Cannes, gdzie auto potrzebne nie było i do Ukrainy, gdzie auto tym bardziej nie było potrzebne. Było w pewnym sensie potrzebne tu w Irlandii w tamtym roku, ale jak pisałem Hrabinie baliśmy się a i cena do kuszących nie należała.

            UK kusi w pewnym sensie. Nawet takie szybkie tripy weekendowe do miast. Wtedy auta nie trzeba. Ja chyba zdecydowałbym się na jazdę swoim samochodem, wtedy praktycznie od zjazdu z promu zaczynałoby się przygodę 🙂 No ale ten czas cholerny… Trzeba mieć z tydzień aby być zadowolonym. Mieliśmy/mamy plan aby udać się do Legolandu w tym roku, ale to czas i okoliczności pokażą czy do tego dojdzie?

            To będziesz miała okazję przeprowadzić się na Wyspy Aran w momencie, gdy zdecydujesz się zmienić pracę 🙂 Mam taką książkę – ,,Irlandzki Sweter” – w której główna bohaterka z córką przeprowadza się na Inishmore (nie jest to konkretnie powiedziane, ale wszyscy wiedzą, że chodzi o Arany) i ,,zamierza poznać tradycję niezwykłych swetrów powstających w tej nadmorskiej społeczności” a następnie ma z tego powstać książka. I w tej całej historii jest, jak wchodzi w lokalną społeczność, poznaje jej życie, zaprzyjaźnia się z ludźmi i odkrywa ich tajemnice. Sytuacja jak znalazł do naszego pomysłu mieszkania na wyspie 🙂

            8 wysp? To niezły odkrywca z Ciebie 🙂 Ja byłem na zaledwie 4 Irlandzkich (Inishmore, Achill, Valentia, Inishmurray) oraz 2 Francuskich (Margarita i Honorata – jedne z Wysp Leryńskich nieopodal Cannes). Wszystko jednak przed nami! 🙂

        • A widzisz Hrabino, nie wgłębiałem się w ubezpieczenia, zresztą wszystko monitorowałem z domu, przez internet, więc nie miałem okazji poznania tej całej oferty tam na miejscu i porozmawiania, jak Ty, z pracownikiem wypożyczalni. Może wówczas wyglądałoby to inaczej? 420 za 5 osób, to pewnie 7 osobowy przekroczyłby spokojnie 500. Trochę drogi szpas… Lepiej mieć swoją 7-kę. Ale z drugiej strony takie 7 osobowe potrzebne nam raz na ruski rok, na co dzień jest nas 4 + pies, więc spokojnie mieścimy się w 5-ce 🙂

          • W wypożyczalni 7 osobowy mógłby wyjść nawet drożej, dlatego trzeba to wszystko jednak przemyśleć. mieć swój… opłaty, ale wypożyczać… jak ma się znajomych co najmniej raz do roku, to swoja 7-ka raczej się zwraca w kosztach. a jak wziąć pod uwagę taką, co to ma składane na płasko siedzenia lub wymontowywane, to – w naszym przypadku – robi za auto praktycznie dostawcze.
            Teraz już wiesz, że warto do nich zadzwonić; sama byłam zielona i źle rozumiałam zasady:)
            W poprzednim komentarzu wdarł mi się błąd z kaucją, bo kaucji nie było żadnej za auto, oprócz tej za paliwo. tak to powinno być napisane.

  • A Daniel nie myślał nigdy o zamieszkaniu w Irlandii? 😉 Podejrzewam, że wtedy mielibyście więcej okazji do wspólnych wycieczek krajoznawczych. Powiem Ci, że taki dobry towarzysz w podróży to prawdziwy skarb. Ja osobiście nie lubię podróżować sama, ale mam też ten problem, że ciężko mi dobrać sobie fajnego partnera do podróżowania, bo ja jestem bardzo chciwa i chcę więcej i więcej. Zawsze szkoda mi czasu na bezczynne siedzenie, długie spanie itd. Z każdego wyjazdu chcę wycisnąć jak najwięcej i rzadko kiedy zadowalam się jedną atrakcją. Zawsze mnie gna do kolejnych, a tego tempa z kolei dużo osób nie wytrzymuje. Muszę być niezłą kulą u nogi dla moich towarzyszy 😉

    Zastanawiałeś się kiedyś, jakby to było żyć na wyspie? A dokładniej mówiąc – na jakiejś małej irlandzkiej wysepce np. na Aran, Inishbofin, Rathlin, Cape Clear… Na Achill czy Valentii byłoby łatwiej, bo połączenie z lądem jest swobodne i dogodne, ale tam, gdzie jest się całkowicie odciętym od lądu już chyba nie jest tak wesoło.

    • Rzeczywiście, kiedyś były takie luźne pomysły na temat Danielowych przenosin do Irlandii. Ale nic konkretnego, raczej co by było gdyby tutaj zamieszkał i jakie perspektywy przed nim by się tu otworzyły. Jakby te 10 lat temu się to wydarzyło, to tak, przypuszczam, że te wyprawy irlandzkie nabrałyby zupełnie innego wymiaru 🙂 Dobrze się dogadujemy, przejechaliśmy wspólnie trochę Świata i pewnie przejechalibyśmy więcej mieszkając razem w Irlandii. Wcześniej jeździliśmy we dwoje, ostatnio pojawiła się Daniela żona – Ela, a w przyszłości czekamy aż nasze dzieci podrosną i chcielibyśmy gdzieś większa grupą wyruszyć.

      Oczywiście, że się zastanawiałem na życiem wyspiarskim! Co by było i jakby to było? W moich wyobrażeniach pojawiał się scenariusz ciekawego, pełnego przygód życia wśród lokalnej społeczności, ewentualnie gdzieś na odludziu (jak wyspa byłaby słabo zaludniona)… Taka trochę idyllyczna wersja 🙂 Życie, np. na Inishmore usłane różami nie jest i pewnie trzeba by się mocno nagimnastykować, aby związać koniec z końcem. No chyba, że pracowałoby się gdzieś w pubie/hotelu – a może miałaś na myśli bardziej taką rolniczą wersję , coś na kształt wspomniane przeze mnie wcześniej książki ,,Na zakręcie roku” Michaela Viney’a?
      Na takie wyspie-wyspie (nie połączonej mostem) życie pewnie toczy się według własnych schematów i wydaje mi się, że jest mocno powtarzalne, żeby nie powiedzieć monotonne. Dla nas zostaje opcja np. weekendowa, że możemy sobie na pewien okres popłynąć, zobaczyć, dziubnąć tego wyspiarskiego życia a opcja mieszkania tam na stałe pozostaje raczej w ,,sferze marzeń” 🙂

      Ty na ilu wyspach w swoim życiu już byłaś?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *