Noc Wielkiego Wiatru (w języku irlandzkim znana jako „Oiche na Gaoithe Móire”) była najbardziej niszczycielską burzą, jaka kiedykolwiek została odnotowana w historii Irlandii. Rozszalały huragan nawiedził Zieloną Wyspę w nocy z 6 na 7 stycznia 1839 roku. Spokój przed ”Wielkim Wiatrem” był szczególnie upiorny. Większość z ośmiu milionów ludzi żyjących w tym czasie w Irlandii przygotowywało się na Święto Objawienia Pańskiego.
W sobotę pojawiły się pierwsze opady śniegu, były one wystarczająco ciężkie aby ulepić bałwana. Natomiast w dniu kolejnym, w niedzielę o poranku było niezwykle ciepło, trochę rześko ale mimo to powietrze było bardzo spokojne, na tyle spokojne, że na zachodnim wybrzeżu dało się usłyszeć głosy unoszące się w powietrzu pomiędzy domami oddalonymi od siebie o ponad milę.
Około trzeciej po południu zaczął padać deszcz i wzmógł się wiatr. Nikt nie mógł przewidzieć, że te pierwsze delikatne krople deszczu oznaczają początek najbardziej przerażającego huraganu jaki wówczas nawiedził Irlandię. O godzinie 18 wiatry przybrały na sile, krople deszczu stały się cięższe, pojawił się deszcz ze śniegiem a okazjonalnie z nieba spadał grad. Rolnicy skrzywili się gdy ich dachy ze strzechy zaczęły złowieszczo łomotać i trzeszczeć. W miastach i wioskach migotały ogniki i trzaskały drzwi. Rozległy się dzwony kościelne a psy zaczęły jęczeć i ujadać. Rybacy zwrócili się ku zachodowi, na spienionym horyzoncie słychać było odległe, coraz głośniejsze dudnienie.
W Glenosheen w hrabstwie Cork, dobrze usytuowany niemiecki rolnik Jacob Stuffle zaczął płakać…
W zamku Moydrum w hrabstwie Westmeath 78 letni lord Castlemaine postanowił wcześnie wejść do środka i iść spać…
W górach Wicklow zespół geoinżynierów pod kierownictwem Johna O’Donovana dotarł wreszcie do hotelu w Glendalough; chodzili cały dzień, często po kolana w śniegu…
O godzinie 22 Irlandia była w oku okrutnego cyklonu, który trwał nieprzerwanie aż do 6 rano. Huragan przemknął przez 3000 mil pozbawionego jakiejkolwiek wyspy Oceanu Atlantyckiego i z każdą minutą nabierał rozpędu.
Burza uderzyła w zachodnie wybrzeże Irlandii z taką siłą, że fale przeleciały nad szczytem Klifów Moheru… Można odnieść wrażenie, że gdyby Irlandia nie miała skał i klifów tworzących naturalną barierę wzdłuż zachodniego wybrzeża, to cały kraj byłby po prostu pochłonięty przez wodę.
Hałas oceanu rozbijającego się o skały można było usłyszeć z miejsc znajdujących się kilka kilometrów w głębi lądu, ponad rykiem i tumultem samej burzy. Ziemia zadrżała a Wyspy Aran były ostrzeliwane przez olbrzymie głazy, które ze wściekłością wypluwał z siebie wzburzony ocean.
Być może najbardziej przerażającym aspektem huraganu było to, że miał on miejsce w całkowitej ciemności. Ludzie nie mogli wiedzieć co się dzieje, wiatr przebijał się przez ziemię, gasił każdą świecę i latarnię, którą napotykał na swojej drodze. Ciemność została złagodzona jedynie piorunami, które towarzyszyły burzy i sporadycznym krwistoczerwonym migotaniem zorzy polarnej, płonącej gdzieś daleko na północnym niebie.
W całym kraju setki tysięcy ludzi obudziło się na dźwięk wściekłej nawałnicy, okna roztrzaskiwał grad a gdy wiatr stał się silniejszy, to zaczął wyrywać dachy z domów. Kominy, połamane łupki, arkusze ołowiu i odłamki szkła zaczęły spadaćna ziemię. Mówi się, że rozwalonych zostało 4846 kominów.
Wielu z tych, którzy zginęli tej nocy, zostało przygniecionych przez spadające mury. Zniszczone zostały domy w stylu Normanów, nie przetrwały stare kościoły, z powierzchni ziemi zniknęły fabryki i koszary. Wybuchły pożary na ulicach Castlebar, Athlone, Dublina oraz w wielu innych, irlandzkich miastach i miasteczkach. Wiatr wydmuchał całą wodę z kanału w Tuam.
Naruszony został szczyt Katedry w Carlow oraz wieża Carlow Castle. Ziemia wzdłuż rzeki Boyne została całkowicie obdarta, co spowodowało ukazaniem się kości poległych żołnierzy, którzy walczyli w słynnej bitwie z roku 1690. Drogi w każdej parafii stały się nieprzejezdne. Wzdłuż Wielkiego Kanału wyrwało drzewa z korzeniami, które następnie wiatrzysko rozrzuciło po całej okolicy.
Tysiące drewnianych chat zostało doszczęstnie zniszczonych. Mieszkańcy, którzy przetrwali nie mieli wyboru, musieli uciekać w ciemną jak smoła noc. Ubrania, które mieli na sobie całkowicie przemokły – intensywne opady deszczu i śniegu sprawiły, że ludzie nieomal drętwieli z zimna. Wielu szukało schronienia pośród zagłębień i szczelin znajdujących się w ziemi.
Szczególnie mocno ucierpieli rolnicy. Snopki siana na polach w całej Irlandii zostały rozerwane na kawałki. Drewniane płoty oraz kamienne murki zawaliły się, pozwalając przerażonym zwierzętom na ucieczkę. Owce zostały zrzucone z gór lub zabite przez spadające kamienie. Jak doniesiono, bydło po prostu zamarzło.
Następnego ranka jeden z sasiadów Jacoba Stuffle’a zauważył go stojącego na pagórku. Niemiec był zrozpaczony, patrząc z przerażeniem na swoją wynędzniałą farmę, Nagle uniósł obie ręce w górę i spoglądając w niebo krzyknął głosem, który rozległ się w całej wiosce: ”O, Wszechmogący co ja Ci takiego zrobiłem, że potraktowałeś mnie w ten sposób?”
Stuffle nie był jedynym człowiekiem, który wierzył, że huragan, który nastąpił w noc Objawienia Pańskiego, był pochodzenia Bożego. Wielu postrzegało to jako ostrzeżenie, że wkrótce nadejdzie Dzień Sądu Ostatecznego. Niektórzy wierzyli, że masoni uwolnili Diabła z Bramy Piekieł i nie udało im się go z powrotem przywołać.
Zamożni nie uciekali ze swoich domów; wiele posiadłości zostało pozbawionych dachów. Lord Castlemaine zamykał okno swojej sypialni gdy burza wpadła do środka i cisnęła nim ”tak gwałtownie na plecy, że natychmiast stracił przytomność”.
Jego szwagier, hrabia Clancarty, poinformował później o utracie prawie 20000 drzew w swojej posiadłości w Ballinasloe. Podobne liczby były w innych posiadłościach ziemskich w każdym z hrabstw; jeden z właścicieli oświadczył, że jego lasy są teraz ”tak łyse jak dłoń”. W posiadłości Seaford w hrabstwie Down zniknęło 60000 drzew.
6 stycznia 1839 roku drewno było cennym towarem. 24 godziny później padło tak wiele drzew, że drewno stało się praktycznie bezwartościowe. Miliony dzikich ptaków straciło życie, ich gniazda zostały rozbite i na wiosnę prawie nie było żadnych ptaków w powietrzu. Nawet wrony i kawki były na skraju wyginięcia.
W swoim pokoju hotelowym w Glendalough John O’Donnovan miał szczęście nie podzielić losu lorda Castlemaine’a. Walczył z okiennicami gdy ”szkwał potężny jak piorun” popchnął go przez całą długość pokoju. Kiedy następnego ranka oglądał szkody, opisał je tak, jakby ”cały kraj został zmieciony przez jakąś gigantyczną miotłę”.
Dublin przypominał ”zwiędłe miasto”. Wichura nie oszczędziła ani budowli, ani drzew, ani krzewów. Liffey podniosła się o parę metrów i wystapiła ze swoich brzegów.
Wiązy, które dumnie rosły na głównej arterii Phoenix Park przestały istnieć, podobna historia spotkała wiązy w Królewskim Szpitalu Kilmainham. W wielu miejscach drzewa zostały powyrywane z korzeniami i rozproszone na wszystkie możliwe strony.
Upadła tylna ściana Browaru Guinnessa, zabijając przy tym ”dziewięć pięknych koni”. Następnego ranka świadek opisał to zdarzenie: ”szlachetne zwierzęta leżały niczym spiące, każde przygniecione przez gruz z zawalonego muru”.
Sklep ze szkłem na ulicy Nassau stał się ”kupą ruin”. Na Clare Street zawalił się komin, który śmiertelnie przygniótł kobietę.
Posterunki policji oraz Kościoły otworzyły swoje bramy, tysiące przerażonych obywateli próbowało szukać w tych miejscach schronienia. Wieża kaplicy w Irishtown zawaliła się a dzwon z wieży Katedry św. Patryka opadł jak meteoryt; miłosiernie nikt nie zginął w obu tych przypadkach.
Phibsborough Road było bombardowane przez rozbite okna i spadające kominy. Jedna z 40 więźniarek w więzieniu Bethesda w północnej części miasta wykorzystała okazję, by rozpalić ogień, który zniszczył budynek, a także okoliczne domy, szkołę i kaplicę. Dwóch strażaków zginęło próbując zgasić płomienie.
Huragan nie zatrzymał się w Dublinie. Przebił się przez Morze Irlandzkie, zabijając setki nieszczęsnych dusz znajdujących się akurat na morzu.
Statki wzdłuż zachodniego wybrzeża Anglii zostały rozbite; marte ciała jeszcze przez parę tygodni były porozrzucane po skałach i rytmicznie obmywane przez fale…
Szacunki dotyczące liczby zmarłych tej nocy wahają się od 300 do 800, co wydaje się wyjątkowo niską wartością, biorąc pod uwagę ogrom i drapieżność żywiołu. Wiele innych osób uległo zapaleniu płuc, odmrożeniom lub depresji. Tysiące osób zbankrutowało – ukryli oni swoje oszczędności w kominach i strzechach. Wiatr zniszczył je bezpowrotnie, tym samym ludzie potracili wszystko co mozolnie udało im się zaoszczędzić.
Tekst pochodzi z irishtimes.com. Nieznacznie go zmieniłem ale większość została przetłumaczona w oryginale 🙂