Był pomysł aby wyjść gdzieś z samiuśkiego rana w trasę. Wsiąść aparaty i wyruszyć nim wszyscy wstaną, długo przed śniadaniem, z pierwszymi promieniami rozbudzającego się słońca. Pierwsze podejście o 5 rano. Za oknami ciemno-szaro, wrażenie jakby cały czas była noc. Ja gotowy aczkolwiek lekko zbity z tropu, serce chciało bez względu na wszystko iść, rozum podpowiadał, że to jeszcze nie jest ten moment. Krótka korespondencja sms-owa z Danielem i opóźniamy start o godzinę. 6 rano. Drugie podejście, tym razem skuteczne. Pensjonat jeszcze śpi, a przynajmniej zdecydowana większość gości szczelnie przykryta jest ciepłą kołdrą. Wyślizgujemy się w miarę cicho z wielkiego, kilkupiętrowego domu i pomału rozpoczynamy naszą wędrówkę. Czytaj Dalej