Wrobels

W Lesie

Budzę się nieprzyzwoicie wczesną porą (perspektywa lenia, lubiącego pospać), wchodzę w spodnie, zakładam bluzę, ubieram buty, kurtkę i sięgam po aparat, starając się zrobić to jak najdyskretniej potrafię – wszyscy jeszcze śpią, ja idę do lasu. Słońce już dawno obudzone, poranny chłodek, rześko. Młode bociany czekają w gnieździe na śniadanie, jeszcze nielatające, zdatne całkowicie na rodziców, a w szczególnności na ojca, który dwoi się i troi, starając się zapewnić wszystko co potrzebne swoim dorastającym dzieciom. Tata bocian jest doprawdy niesamowity. Co noc sypia samotnie na dachu sąsiedniego budynku. Na jednej nodze, z dziubem wtulonym gdzieś głęboko w piórach. Trójka młodych z mamą w gnieździe a dzielny ojciec, po nieustannym i cierpliwym penetrowaniu okolicznnych łąk i pól, z boku, w samotności…

Ścianę lasu widzę praktycznie od wyjścia z domu. Kilkadziesiąt metrów i można wchodzić. Dla lubiących leśne klimaty sytuacja kapitalna – rzut beretem i jest się w innej, o wiele spokojniejszej rzeczywistości. Dochodzę do piaszczystej, nieco podziurawionej drogi, która ciągnie się wzdłuż drzew a potem wpada w najdziksze zakamarki tej leśnej krainy. Idę tym traktem i wchłaniam. Maszeruję powoli, rozglądając się dookoła, nie ma tu żywej duszy, jestem tylko ja oraz niezliczona ilość poukrywanych zwierząt, ptaków, robaczków i kto wie czego tam jeszcze? Może uda się znaleźć grzyby? W końcu to las, grzybów naturalne terytorium, tylko teraz pytanie: jakich grzybów? Trujących czy jadalnych? Chciałbym tych drugich, ale znając życie, królować będą te pierwsze. Robię początkowe wejście w las, zakładam na głowę kaptur, co by mi żaden kleszcz się nie przyplątał. Kiedyś człowiek się nie bał, latał po lesie i żadnymi kleszczami się nie przejmował, dziś już myślę na ten temat troszeczkę więcej i wychwytuję potencjalne zagrożenia. Niemniej jednak długo nad tym nie dywaguję i wchodzę.

W środku plątanina drzew, krzaków, traw. Jest mokrawo ale nie jakoś przesadnie bardzo. Zerkam pod nogi, spoglądam na boki, od czasu do czasu w górę. Grzybów raczej nie ma, a przynajmniej nie ma tych, które by mnie najbardziej interesowały, są tylko te niejadalne, trujaki – grzyby zabójcy. Niby niebezpieczne ale zawsze piękne. Obiektyw aparatu bardzo często się z nimi zaprzyjaźnia, potrafi uchwycić, pokazać i zachować ich piękno. Zresztą nie tylko o grzyby tutaj chodzi, jest mnóstwo innych możliwości. Lubię makrofotografię, w lesie interesują mnie drzewa, listki, mech obrastający korę drzew, widoki z poziomu gruntu czy wreszcie napotkani lasu mieszkańcy.

Staram się nie zapuszczać daleko, co by się przypadkiem nie zgubić. Pewnie znalazłbym drogę powrotną ale zajęłoby to trochę czasu. Zawsze wydawało mi się, że ów las jest dosyć obszerny, że ciągnie się niewiadomo jak daleko, że jak się człowiek zapodzieje, to już na amen. Szybkie zerknięcie w Google Maps i jego wielkość troszkę zdążyła się zmniejszyć, mimo wszystko jadąc samochodem potrzeba paru minut, aby się z niego wydostać. Nie mam akurat samochodu, nie jest mi na szczęście w ogóle potrzebny.

Po jakimś czasie dochodzę do drewnianego krzyża i skręcam w lewo. Droga leci prosto, stworzona niczym od linijki. Daleko nie idę, postanawiam powłóczyć się mniej uczęszczanymi dróżkami i kolejny raz wchodzę do środka lasu.

Tu ścięte drzewo, z którego został już tylko świeży ponacinany pień. Tuż obok czarny żuczek, mozolnie wspinający się na źdźbło trawy. Tam biały, trujący grzyb leży sobie na kapeluszu, otaczają go zeschnięte liście oraz brązowa szyszka. Kieruję głowę ku górze. Wysokie, proste niczym zapałki drzewa pną się wysoko, w stronę nieba. Są paprocie, mchy i piękne, dostojne huby. Trzy małe szyszki wołają mnie aby im zrobić zdjęcie, specjalnie się położyły na miękkiej, zielonej ściółce. Przechodzę obok nieprzeliczonej ilości drzew, zerkam na ich popękane kory, na połamane gałązki i porośnięte mchem korzenie. W gnijącym brązie liści dostrzegam czerwony punkcik. To nieśmiało wyrastający mały grzybek, z białą nóżką i blado-czerwonym kapeluszem.

Płot z drutu oddziela mnie od młodego lasu. Idę wzdłuż niego i zauważam lewitujący liść. Udaje mi się zrobić bardzo interesujące zdjęcie, z którego naprawdę jestem zadowolony. Wychodzę na rozleglejszą przestrzeń, gdzie królują wysokie trawy, sporo jest różnych polnych roślin i nie mniej brzęczących odgłosów. Małe muszki dzielą żółte kwiatki z mrówkami, mucha przysiadła na listku, jakgdyby patrzyła gdzieś daleko przed siebie, w świecie makro dzieje się doprawdy wiele. Moja wędrówka pomału dobiega końca. Można by tak spacerować w nieskończoność, las kryje mnóstwo ciekawych miejsc, na każdym kroku można coś odkryć i nie ważne czy mamy ze sobą aparat czy wędrujemy na sucho, bez niczego.

   

O autorze Pokaż wszystkie posty Autor Strony

Cwirek

KomentarzyNapisz Komentarz

  • Widziałam i czytałam ten post już znacznie wcześniej, ale dopiero teraz się odzywam.

    Ćwirku, uprzedziłeś moje pytania i odpowiedziałeś na nie w tekście. Jak tylko zobaczyłam główne zdjęcie, to od razu zaczęłam się zastanawiać, czy ten liść lewituje. Podobnie było z szyszkami.

    Powiem Ci, że zakup nowego aparatu to był strzał w dziesiątkę. Widać ogromną różnicę w jakości Twoich zdjęć, widać też, że zabawa w fotografię sprawia Ci sporą frajdę.

    Fantastycznie, że przełamałeś to milczenie i wróciłeś na bloga! Witaj u siebie!

    • Cześć Taito!

      Rzeczywiście, przełamałem milczenie. Kurczę, ciekawe na jak długo? Biorąc pod uwagę te wszystkie blogowe wzloty i upadki niczego obiecać chyba już nie mogę – jestem i mam nadzieję, że będę jak najdłużej 🙂
      Co do aparatu to fakt, dał mi kopa, zdjęcia są lepsze niż kiedyś ale jak wiesz, stała się historia przykra i aktualnie muszę czekać na kolejny. Jak dobrze pójdzie to pojawi się w przyszłym roku i wrócę do mojej fotografii 🙂
      Także jestem u siebie, spróbuję odbudować różne relacje a i również poodzywać się na innych stronach 🙂 Już to zrobiłem u Ciebie. 🙂
      pozdrawiam serdecznie!

      • Cóż mogę dodać od siebie? Tylko tyle, że bardzo miło mi Cię tutaj widzieć i że liczę, iż nie znikniesz za dwa tygodnie, bo jednak bardzo bym chciała poczytać o tym, co udało Ci się zobaczyć w czasie Twoich podróży 🙂

        • Nie wiem na ile moje obiecywanie jest wiarygodne, ale obiecuję, że nie zniknę 🙂
          Właśnie kończę pisać kolejny tekst, także za moment coś się tu nowego pojawi.
          Pozdrowionka! 🙂

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *